To okazja do zdobycia bezcennych doświadczeń w budowie elektrowni atomowej, które przydadzą się, gdy za kilka lat przystąpimy do budowy własnej. To możliwość zawarcia umowy o wymianie naukowej, dzięki której będziemy mieli więcej energetyków znających się na reaktorach. Nie oznacza to, że polska elektrownia atomowa powinna być budowana wg rosyjskiej technologii. Ale rosyjskie reaktory najnowszej generacji są tego samego typu co francuskie czy japońskie.

Odmowa udziału w kaliningradzkiej elektrowni wcale nie oznacza, że prąd do Polski nie popłynie. Jeśli jej mniejszościowym udziałowcem zostanie firma z UE (a już wiemy, że zainteresowany jest czeski Cez i hiszpańska Iberdrola), to Polska nie ma prawnych powodów, by uniemożliwić budowę łącznika między Kaliningradem a naszym krajem, jeśli inwestor za niego zapłaci. Lepiej więc, aby na prądzie sprzedawanym do Polski zarobiły firmy, które płacą podatki w naszym kraju.

Elektrownia w Kaliningradzie pomogłaby też zmniejszyć dotkliwy deficyt prądu w północno-wschodniej Polsce - napisała w komentarzu Gazeta.