Zapory zwane NEED (ang. Northern European Enclosure Dam, Północnoeuropejska Zapora Zamykająca), miałyby znaleźć się w dwóch miejscach: w Kanale La Manche między Francją a Anglią oraz między Szkocją a Norwegią. Ich długość wynosiłaby 635 km, a do ich budowy należałoby użyć 51 mld ton piasku. Co ciekawe, to tyle, ile obecnie zużywa się na całym świecie w ciągu całego roku. 

Sjoerd Groeskamp to oceanograf Królewskiego Holenderskiego Instytutu Badań Morza. Tym, którzy nie są pewni, czy wydatek 508 mld EUR na wielokilometrowe tamy byłby usprawiedliwiony, odpowiada: ten wydatek to oszczędność. Pozwoli ochronić 25 mln ludzi mieszkających w krajach Europy Północnej, którzy mogliby ucierpieć w wyniku podnoszenia się poziomu mórz.

Poziom mórz wzrósł już o 21 cm od czasów XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej, i dalej rośnie. Niektóre modele przewidują wzrost poziomu mórz do 2 m do 2100 r. i 10 m do roku 2500. To zagrożenie, jakiego do tej pory ludzkość nie znała – tłumaczy Groeskamp.

Jeśli projekt zostanie zrealizowany, zapory NEED będą jednym z największych wyzwań inżynieryjnych, z jakimi kiedykolwiek mieliśmy do czynienia, jak twierdzi naukowiec. Obecnie największą zaporą na świecie jest Saemangeum Seawall w Korei Południowej, który ma niemal 50 km długości i schodzi na głębokość 36 m.

Pierwsza tama zdetronizowałaby koreański obiekt: miałaby 475 km długości, a zlokalizowana zostałaby pomiędzy norweskim Bergen a północnym krańcem Szkocji (morze ma tam średnio 127 m głębokości, ale w okolicach Rynny Norweskiej nawet 321 m). Druga, wykonana na kanale La Manche, o długości około 160 km, znalazłaby się między francuskim Brest oraz południowo-zachodnim wybrzeżem Anglii (średnia głębokość wynosi tam od 85 do około 120 m).

Raport Groeskampa sugeruje, że tamy byłyby najskuteczniejszym rozwiązaniem, lepszym, niż pojedyncze działania poszczególnych krajów.

Zapory to nie rozwiązanie idealne

Zamknięcie Morza Północnego, a także Bałtyku miałoby bardzo negatywny wpływ na dziką przyrodę i środowisko naturalne. Pływy zostałyby zakłócone, co wpłynęłoby na sposób przemieszczania się osadów, składników odżywczych i drobnych istot morskich. 100 stacji pomp pracujących w obrębie zapory wprowadziłoby więcej wody słodkiej z rzek, obniżając zasolenie, a zatem wpływając na życie morskiej fauny.

Jeśli jednak nie tamy, to co? Jedyną alternatywą byłoby przede wszystkim zapobieganie dalszemu wzrostowi poziomu morza – zwraca uwagę Groeskamp. Walka ze zmianami klimatu nie jest jednak prosta, dlatego należy zabezpieczyć się przed ich przewidywanymi skutkami.

Przeczytaj także: Hans-Otto Portner (ONZ): Jeśli zatrzymamy emisje, zatrzymamy zmiany klimatu