Wojciech Kwinta: Górnictwo to branża w trudnej sytuacji. Teraz musi się też borykać dodatkowo z epidemią COVID-19. Jak to wpływa na jej sytuację?

Andrzej Sikora: Tak jak w przypadku ropy naftowej, na którą popyt spadł o 20–25% i wywołał efekt domina na rynku gazu ziemnego oraz różnych gazów skroplonych (NGL – natural gas liquids), na węgiel także spada zapotrzebowanie. Dziś już nic nie jest takie jak było wczoraj, kompletnie zmieniła się perspektywa. Nie ma popytu „wystarczająco blisko”, nie ma nawet niewyraźnego wskaźnika tego, jak szybko lub kiedy może się on odbić. Czytamy, że Enea nie kupi węgla w kwietniu, a pod koniec marca dostaliśmy wiadomość o drastycznym spadku wytwarzania energii elektrycznej z węgla brunatnego. To właśnie efekt epidemii koronawirusa widoczny gołym okiem.

W.K.: Czy ograniczanie potencjalnych negatywnych skutków epidemii to zadanie dla samych kopalń? Czy może raczej dla administracji rządowej?

A.S.: To bezwzględnie jest rola państwa. Ale dziś rząd ma maseczki na głowie, może także wybory, tarczę kryzysową, a nie politykę energetyczną… Kto dziś zastanawia się, ile zapłaci za prąd, za ciepło? Polityka energetyczna sprowadza się do informacji o powołaniu „zespołów”, w tym ds. bezpieczeństwa energetycznego przez ministra klimatu Michała Kurtykę, zespołów, które mają przygotować wytyczne i rekomendacje, które pan minister przedstawi w Komisji Europejskiej. Czyli nie rzecz w tym, aby coś realnie, dobrze zrobić, ale aby wykonać plan, który będzie dobrze wyglądał dla KE. No i gdzie tu jest miejsce dla górnictwa? Zresztą cóż mogą one wymyślić w ciągu miesiąca, skoro 15 maja mają być gotowe wnioski, a potem zespoły zamkniemy?

W.K.: Zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej widząc rosnące trudności, podjął uchwałę o wystąpieniu siły wyższej. Jakie może to mieć skutki dla zakładów górniczych i ich kontrahentów?

A.S.: Siła wyższa to często zapominany i niestosowany w umowach zapis, który daje obu stronom umowy niejako nowe prawa na okoliczność jej wystąpienia. Pojęcie to, choć wielokrotnie używane, nie doczekało się w polskim prawie swojej definicji. Powszechnie uznaje się jednak, iż siła wyższa to zdarzenie zewnętrzne, niemożliwe (lub prawie niemożliwe) do przewidzenia, którego skutkom nie można zapobiec. W umowach trzeba je opisać. Ponieważ JSW jest spółką giełdową, zgodnie z prawem będzie w określonych przypadkach zmuszona do raportowania takich sytuacji, więc z jej raportów giełdowych najszybciej poznamy zakres, skutki itp.

W.K.: A jakie mogą być te następstwa?

A.S.: Niewykonanie umowy z powodu siły wyższej prowadzi do braku odpowiedzialności za powstałe z tego powodu szkody tylko wtedy, gdy istnieje związek miedzy szkodą a siłą wyższą, o ile umowa nie reguluje tego inaczej. Oznacza to m.in., co do zasady, brak kar, brak odszkodowań oraz konieczność dokończenia umowy po ustaniu siły wyższej. Polskie przepisy nie tylko nie definiują, ale także nie mówią nic odnośnie wygaśnięcia zobowiązania, prawa do wypowiedzenia umowy czy też jakichkolwiek innych uprawnieniach. O tym może natomiast stanowić umowa.

W.K.: W górnictwie węgla kamiennego ujawniono na razie jeden przypadek koronawirusa, a w związku z tym grupa górników musiała przejść na kwarantannę. Jeśli zwiększy się absencja, jakie mogą być tego konsekwencje?

A.S.: Mogą być dramatyczne. Z wyłączeniem ruchu całej kopalni włącznie. Kto nigdy nie był pod ziemią, nie zdaje sobie sprawy, jak wygląda nawet sam zjazd do chodnika czy pokład wydobywczy. Warunki pracy mogą sprzyjać infekcji koronawirusa ze względu na m.in. wilgotność, temperaturę, zamknięte objętości czy cyrkulację powietrza.

W.K.: Jakie są trudności w utrzymaniu zasad sanitarnych wprowadzonych przez GIS w kopalniach?

A.S.: Zacytuję jednego z górników: „brakuje masek, ładują po 40 osób do klatki, na łaźniach ramię w ramię stoi nas po 300–400 osób”. Czy coś więcej trzeba dodawać?

W.K.: Co może się wydarzyć gdyby – to czarny scenariusz – kopalnia musiała zatrzymać produkcję na kilka tygodni lub dłużej? Jak w takiej sytuacji zabezpieczyć jej istnienie, zapewnić wydobycie?

A.S.: Kopalni nie można zatrzymać. Można próbować ograniczać wydobycie. Sam proces likwidacji trwa lata. Najszybciej pojawia się woda, także metan, często samoczynne pożary – żywioły trudne do przewidzenia nawet w bardzo sprawnie działającej kopalni, a co dopiero w sytuacji siły wyższej. Na szczęście są na to przygotowane odpowiednie przepisy i procedury, a przede wszystkim mamy odpowiedzialnych ludzi, posiadających odpowiednią wiedzę i umiejętności. W górnictwie, niestety, codzienność pisze czarne scenariusze, dlatego górnicy są przygotowani. Ale pomóc branży trzeba już systemowo.

W.K.: Co może się wydarzyć w przypadku zapaści górnictwa w gospodarce? Czy pojawiają się już takie przesłanki?

A.S.: Sygnały są negatywne, a skutki będą trudne do szybkiego odrobienia. Jeśli wziąć pod uwagę najgorsze scenariusze, że PKB gospodarki Polski i krajów sąsiednich skurczy się o 25%, a Francja nawet mówi, że do poziomu tuż po II wojnie światowej, to może oznaczać długoletnią zapaść dla sektora energetycznego i wydobywczego. Bankrutujące przedsiębiorstwo ostatnie wyłącza prąd, ale najczęściej już się w tym miejscu nie podnosi. Ktoś ten prąd kupi, za dwa, trzy czy kilka lat, ale nie jutro i najczęściej już w innym miejscu.

W.K.: Czy potrzebne są działania rządowe, by górnictwo poradziło sobie w okresie epidemii? Jakie miałyby znaczenie?

A.S.: Fundamentalne. Tarcza dla energetyki, w tym dla przemysłu wydobywczego, dla górnictwa jest niezbędna nie tylko z powodu koronawirusa. Jako prezes ISE wielokrotnie podnosiłem kwestię odejścia większości instytucji finansowych od chęci finansowania aktywów węglowych oraz konieczność nieszablonowego czy niestandardowego podejścia do pozyskania finansowania dla górnictwa i elektroenergetyki węglowej (a także gazowej!). W ostatnich latach (jeszcze przed pandemią) duża liczba największych inwestycji finansowych podjęła decyzję o rezygnacji z finansowania jakichkolwiek inwestycji związanych z energetyką węglową. Przoduje w tym obszar Unii Europejskiej, odmienne poglądy reprezentuje kapitał związany z obecną administracją Stanów Zjednoczonych. Także Chiny, Indie, Brazylia, Argentyna, Korea Południowa, Japonia, Australia, Południowa Afryka nie podchodzą zdecydowanie negatywnie do projektów węglowych. A w Polsce nie mamy nawet polityki energetycznej, która powinna być opracowywana co cztery lata zgodnie z zasadą zrównoważonego rozwoju kraju.

Przeczytaj także: Pełna kwarantanna dla górników oznacza koniec kopalń