Magdalena Januszek: Raport „Kobiety na Politechnikach” potwierdza, że na uczelniach technicznych studiuje coraz więcej kobiet – obecnie jest to 36%, o około 6% więcej niż 12 lat temu. Czy można powiedzieć, że to sukces?

Anna Siemińska-Lewandowska: Myślę, że to sukces, iż coraz więcej dziewcząt decyduje się na trudne politechniczne studia. To świadczy również o tym, że kobiety wyśmienicie sprawdzają się w przedmiotach ścisłych i technicznych.

M.J.: A jak ta sytuacja wygląda na Politechnice Warszawskiej? Czy absolwentki szkół średnich są zainteresowane tym, by być w przyszłości inżynierami? Czy wiadomo, jaki odsetek absolwentek PW kontynuuje pracę zgodnie z wykształceniem, czy raczej wybierają one pracę w innych obszarach, pozainżynieryjnych?

A.S.-L.: Takimi badaniami zajmuje się Biuro Karier Politechniki Warszawskiej. Z mojego osobistego doświadczenia i kontaktów z moimi dyplomantkami wynika, że kontynuują prace w zawodzie – w biurach projektowych, ale też bardzo często na budowie, sięgając po eksponowane stanowiska.

M.J.: Co Panią zachęciło do zostania najpierw inżynierem, a potem związania całego życia zawodowego z dość trudnymi dziedzinami, takimi, jak geoinżynieria czy budownictwo podziemne?

A.S.-L.: Mój ojciec był architektem i początkowo myślałam o architekturze. W czasach, kiedy zaczynałam studia, sytuacja na rynku architektoniczno-budowlanym była nieciekawa. Dlatego zdecydowałam się na inżynierię budowlaną jako specjalność, ponieważ to dawało mi większe możliwości pracy. Na studiach wybrałam specjalizację mosty i budowle podziemne i tak zaczęła się moja przygoda z budownictwem podziemnym. Nigdy nie brałam pod uwagę studiów humanistycznych. Lubiłam matematykę i fizykę, nie bałam się ani egzaminu wstępnego na Politechnikę (wtedy jeszcze organizowano egzaminy), ani samych studiów.

M.J.: Jak sytuacja kobiet wyglądała wówczas, kiedy Pani była studentką, potem doktorantką… Czy można powiedzieć, że były „łagodniej” traktowane, czy wręcz przeciwnie, wymagano od nich więcej, jeśli wkraczały w dość „męski” obszar działalności?

A.S.-L.: Nie odczułam ani łagodności, ani surowości. Było nas sporo na roku i, o ile pamiętam, byłyśmy traktowane tak, jak wszyscy studenci. Raz tylko zdarzyło mi się zdać egzamin ustny z fizyki (do którego swoją drogą byłam dobrze przygotowana i dobrze napisałam egzamin pisemny) po stwierdzeniu egzaminatora, że mam ładne klipsy. No cóż, nie wiem, jak dzisiaj zostałoby to nazwane…

M.J.: Czy zatem w Pani karierze pojawiały się takie momenty, kiedy musiała Pani udowadniać, że płeć w wyborze takiej ścieżki kariery nie ma znaczenia, że liczy się tylko wiedza i umiejętności?

A.S.-L.: Najtrudniejszy moment dla mnie to była habilitacja i później, po odejściu mojego szefa, który przez wiele lat kierował zakładem, objęcie kierownictwa. Myślę, że męska część naszej jednostki nie była do końca tym zachwycona. Ale ponieważ całe życie zawodowe spędziłam w środowisku mężczyzn, miałam wspaniałych kolegów i przyjaciół, z których przede wszystkim wymienię nieodżałowanego dr. Wojciecha Grodeckiego – to przy jego wsparciu i pomocy dałam radę.

M.J.: Jak w przypadku obrania takiej drogi, wymagającej spędzania dużej ilości czasu poza domem, nawet poza granicami kraju, pogodziła Pani pracę zawodową z życiem rodzinnym?

A.S.-L.: Na szczęście mam wspaniałego męża, który w kluczowych dla mnie momentach (doktorat i habilitacja) bardzo mi pomagał i wspierał. Gdy moje dzieci były małe, dzieliliśmy się opieką, jako że i on bardzo dużo wyjeżdżał, spędzał sporo czasu poza krajem i domem. Może też i dlatego nie zrobiłam habilitację tak szybko, jak należało. Ale są w życiu priorytety i czas, kiedy trzeba być z rodziną i czas, kiedy walczy się o swoje sprawy zawodowe. My w domu umieliśmy doskonale te priorytety i ten czas wyważyć.

M.J.: Sporo czasu spędziła Pani na wielu placach budów. Co najbardziej się Pani w tym podobało?

A.S.-L.: Budowa jest ciekawa, bo coś się tworzy, coś powstaje i jest trwały ślad po naszych działaniach. Najczęściej bywałam tam, prowadząc różnego rodzaju badania, jak choćby na budowie metra.

M.J.: Czy są plusy bądź minusy bycia kobietą/matką/żoną-inżynierem?

A.S.-L.: Na pewno trzeba mieć świetnie zorganizowany czas pracy i zajęć domowych. Praca na uczelni to nienormowany czas, praca w domu podobnie. Czasami trudno pogodzić te dwa nienormowane obszary funkcjonowania, bo nie starcza sił na jedno i na drugie.

M.J.: Współpracując od wielu lat z instytucjami zagranicznymi, ma Pani również okazję obserwować, jak kobiety, które są inżynierami, funkcjonują na całym świecie. Jak postrzega Pani ich status w innych krajach – w których „wiedzie” im się najlepiej, a w których są traktowane jako specjalistki „drugiej kategorii”?

A.S.-L.: Kobiety w środowisku budownictwa tunelowego, a znam ich wiele z całego świata, funkcjonują wyśmienicie. Nie jest ich procentowo wiele, bo to jednak specjalność zdominowana przez mężczyzn. Nie zauważyłam jednak, aby były pracownikami drugiej kategorii. W Zakładzie Geotechniki, Mostów i Budowli Podziemnych na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej pracuje wiele kobiet. W tej chwili prezydentem International Tunnelling Association jest Chinka Jenny Yan i radzi sobie świetnie. Była w Polsce na naszym jesiennym seminarium i wszyscy mieli okazje wysłuchać jej ciekawego wykładu.

[tu link]

M.J.: Jakiej rady, na podstawie własnych doświadczeń, ale też obserwacji i znajomości z inżynierami z całego świata, udzieliłaby Pani kobietom, które chcą związać swoje życie z inżynierią?

A.S.-L.: Takie rady trudno dawać, bo każdy czy też każda musi sam/-a zdecydować o swojej ścieżce życiowej. Na pewno radziłabym być wytrwałym w działaniach, ale też mieć pewien luz w życiu i nie wymagać od siebie, żeby wszystko w domu i w pracy było zawsze na medal. Czasami trzeba zrezygnować ze sprzątania mieszkania co tydzień lub ze zbyt wielu wykładów. Trzeba to sobie dobrze wyważyć i wybrać priorytety, o których już mówiłam. Nie w każdej dziedzinie trzeba być perfekcjonistką.

M.J.: Czy i dlaczego zachęcałaby Pani młode absolwentki uczelni technicznych do kontynuowania kariery zawodowej podobnej do tej, jaką wybrała Pani?

A.S.-L.: Zachęcam jak najbardziej. Nie po to się studiuje trzy lata, a potem jeszcze dwa, żeby później zmarnować ten czas oraz swoją wiedzę i wysiłek włożony w zdobycie wykształcenia. Kiedy mówimy o matkach, dzieciach i rodzinie, zawsze pada stwierdzenie, że dzieci i rodzina są szczęśliwi, kiedy kobieta, matka jest spełniona zawodowo i prywatnie. Dlatego namawiam – dziewczyny studiujcie na Politechnice i pracujcie zawodowo.