Od wielu miesięcy mówi się o sprzedaży rafinerii w Możejkach litewskich, należącej do polskiego koncernu paliwowego - PKN Orlen. Zakłady te są w coraz gorszej sytuacji od czasu, kiedy zablokowany został transport kolejowy do rafinerii, co spowodowało znaczne zwiększenie kosztów utrzymania zakładu w stosunku do przychodów. Jakkolwiek już nie raz wydawało się, że niebawem dojdzie do sprzedaży, to oferowane ceny były zdecydowanie za niskie i Orlen nie zdecydował się na taką transakcję. W obliczu mającej powstać w Estonii rafinerii sytuacja Możejek komplikuje się jeszcze bardziej. Taki zakład byłby sporą konkurencją dla Orlenu, bo trudniej będzie sprzedać produkty rafinerii. Już teraz w tym regionie konkurencja nie jest mała. Oprócz Możejek działa rafineria w Porvoo w Finlandii, rafineria Naftan w Nowopołocku na Białorusi oraz zakłady rosyjskie i szwedzkie. Kolejny gracz na tym małym i już tłocznym rynku będzie stwarzał niebezpieczeństwo dla tych z zachwianą sytuacją, ale też sam będzie musiał walczyć o zdobycie klienta.

Władze Orlenu nie są przekonane, czy rosyjski inwestor rzeczywiście chce się podjąć takiego wyzwania zwłaszcza w sytuacji, kiedy już istniejące rafinerie ograniczają moce przerobowe. Nie widzą miejsca dla nowego konkurenta.

Za budowę estońskiej rafinerii miałaby być odpowiedzialna grupa przemysłowa rosyjsko-ukraińska DMSS i port w Tallinie. W tej sprawie podpisano już list intencyjny. Jako lokalizację zakładu przyjęto miejscowość Paldiski w odległości 50 km na zachód od estońskiej stolicy - Tallina. Moce przerobowe rafinerii określono na 3 do 6 mln ton ropy naftowej na rok. Zdaniem Estończyków potrzebują oni swojej rafinerii, by zapewnić sobie bezpieczeństwo energetyczne.

Sceptycy są zdania, że rafineria w Estonii w ogóle nie powstanie, a informacje na ten temat mają być wysyłane po to, by zmiękczyć postawę Orlenu co do jego sprzedaży, bo cena, jakiej sobie teraz życzy za sprzedaż akcji tej litewskiej spółki jest nie do przyjęcia dla potencjalnych inwestorów.