29 kwietnia br. mija termin na składanie zgłoszeń przez potencjalnych inwestorów na zakup 53-procentowego pakietu akcji Lotosu, należących do skarbu państwa. Kandydatów jest dziewięciu, ale aż siedmiu to koncerny rosyjskie (np. Łukoil, Gazprom Nieft czy Rosnieft), jeden to kandydat rosyjsko-brytyjski (TNK-BP), jest też jeden inwestor z Chin. Wśród starających się o zakup Lotosu firm nie ma natomiast ani jednego ze słynnych koncernów z Zachodu, na co po cichu liczył skarb państwa i zarząd Grupy Lotos. Rosjanom zależy na ekspansji w Europie, a kupując Grupę Lotos zapewniliby sobie wejście na kolejny rynek Unii Europejskiej.

Ocenia się, że zachodnie koncerny nie chcą przejmować rafinerii z powodu mało atrakcyjnych marż rafineryjnych w Europie. "Wiele rafinerii nastawionych było na produkcję benzyny, na którą od lat spada zapotrzebowanie, dlatego będą musiały sporo wydać na zmianę procesów produkcyjnych" - wyjaśnia Puls Biznesu. Ponadto, zdaniem ekspertów, do działalności rafineryjnej zniechęcają również ostre normy ekologiczne w Unii Europejskiej. Z tego też względu wiele firm przenosi produkcję np. do Chin lub Indii, gdzie przepisy o ochronie środowiska nie są tak rygorystyczne.

Lotos oficjalnie nie komentuje składu grupy inwestorów. Jednak jak nieoficjalnie dowiedział się Puls Biznesu, spółkę niepokoi fakt, że tyle firm może zostać dopuszczonych do due diligence. "Będą mogły przeglądać dokumentację polskiej grupy bez gwarancji, że później zgłoszą ostateczną ofertę" - informuje Puls Biznesu.
Najprawdopodobniej inwestorzy będą badać spółkę latem, ponieważ premier Donald Tusk spodziewa się wycen Lotosu wczesną jesienią. Natomiast Aleksander Grad liczy, że decyzja w sprawie prywatyzacji zapadnie na przełomie roku.