Czekam na list od Komisji Europejskiej, dzięki któremu uzyskam - bądź nie - możliwość rozpoczęcia negocjacji bezpośredniego połączenia Bułgarii z gazociągiem Turecki Potok, mówił premier Bojko Borysow na dorocznym spotkaniu bułgarskich ambasadorów.

Przyznał, że jest wdzięczny Komisji Europejskiej za zrozumienie sytuacji, w jakiej znalazł się jego kraj; aby utrzymać strategiczną pozycję państwa tranzytowego w kwestii handlu gazem, a jednocześnie dostosować się do zasad wypracowanych przez Unię Europejską, Bułgaria zaproponowała budowę bałkańskiego hubu gazowego.

Premier podkreślił, że będzie trzymał się zaplanowanej strategii, tak, aby Bułgaria nie zmieniła swojego statusu handlowego i nie stała się zwykłym odbiorcą paliwa. Zaznaczył też, że dla całego regionu bałkańskiego istotne jest, by nie znaleźć się w zbyt dużej zależności energetycznej od Turcji. 


W tym celu będzie zwróci się do Ministerstwa Energii, aby podpisało kartę drogową odbioru 18,7 mld m3 gazu z Tureckiego Potoku. 

Budowa nitki Tureckiego Potoku jest próbą rekompensaty strat poniesionych w wyniki niewłączenia się w budowę South Stream (Południowego Potoku), który miał zastąpić istniejący gazociąg biegnący przez Ukrainę, Mołdawię, Rumunię i Bułgarię. Ta ostatnia zrezygnowała z udziału w inwestycji, mając świadomość, że nie jest on zgodny z wymogami UE. Rosja, inicjator budowy Potoku, w obliczu wycofania się Bułgarii, przystąpiła do negocjacji ws. Tureckiego Potoku z władzami Turcji. To dla Bułgarii oznaczało stratę zysków, mimo że w chwili podpisania porozumienia z Turcją (2014 r.) do zakończenia bułgarskiej umowy z Gazpromem miałoby minąć jeszcze 16 lat.

Bułgarskie media spekulują, iż rząd prowadzi już rozmowy z Rosjanami.

Przeczytaj także: Nord Stream 2: będzie pozwolenie na budowę w Niemczech?