Już trzy lata temu, kiedy powstała strategia energetyczna Ukrainy do 2030 roku, stwierdzono w niej, że problemem jest nadzwyczaj wysoka energochłonność PKB, która liczona według parytetu siły nabywczej, stanowi 0,89 kg p.u. na 1 USD, a więc jest - i tu uwaga! - 3,6 razy wyższa od średniej światowej. Słabością są też przestarzałe maszyny i urządzenia oraz energochłonne technologie. A zatem - nadmierna konsumpcja energii w stosunku do istniejących możliwości produkcyjnych. Z danych Ministerstwa Paliw i Energetyki Ukrainy wynika, że głównymi konsumentami energii są: przemysł ciężki, w tym sektor hutniczy i metalurgiczny, maszynowy i chemiczny, a nie użytkownicy indywidualni.

Na sytuację sektora energetycznego Ukrainy znacząco wpływa światowy kryzys gospodarczy. Spadek produkcji w sektorach przemysłowych, w dużym stopniu zorientowanych na eksport, takich jak metalurgia i przemysł chemiczny, spowodował odczuwalne zmniejszenie zużycia energii, co z kolei - przełożyło się na ograniczenie produkcji w sektorze energetycznym. Ale to marna pociecha. Nadal jest on wysoko energochłonny.

Ukraina jest krajem dość zasobnym w bogactwa naturalne. Do nich zaliczyć trzeba złoża gazu ziemnego i ropy naftowej, tyle że są to złoża relatywnie niezbyt bogate, a ich eksploatacja nie zaspokaja potrzeb krajowych. Tylko w około 10%, jeśli chodzi o ropę naftową i w ok. 25% w wypadku gazu ziemnego. Ukraina skazana jest zatem na import - i to przede wszystkim z Rosji. Odczuła więc rosyjskie grymasy gazowe. Chwilowo ustały, ale czy na długo i czy się nie powtórzą - nie wiadomo. Na razie gaz płynie.