Szczegóły uzgodni powołana specjalnie w tym celu grupa robocza. Wynik jej prac ma być przedstawiony do akceptacji szefom państw i rządów na jednym z kolejnych szczytów Unii Europejskiej, po konferencji w Kopenhadze. Polska zagwarantowała sobie, że nastąpi to jednomyślnie, choć Traktat z Lizbony przewiduje podejmowanie decyzji kwalifikowaną większością głosów.

Premier Tusk zabiegał w Brukseli o zgodę, by unijne wsparcie dla krajów trzecich było obliczone według udziału dochodu narodowego brutto poszczególnych krajów w DNB całej UE. To rozwiązanie mniej kosztowne dla biednych krajów Europy Środkowo-Wschodniej niż oparcie się na emisjach CO2, które byłoby z kolei bardziej korzystne dla bogatszych krajów. Ponadto Polska nalegała, by porozumienie o podziale kosztów nastąpiło przed rozpoczynającą się 7 grudnia konferencją klimatyczną w Kopenhadze, gdzie UE ma zadeklarować, jak chce wesprzeć kraje najbiedniejsze w walce ze zmianami klimatycznymi.

Tusk powiedział, że za przyjęciem kompromisu przemawiały też ustalenia w kluczowej dla Polski sprawie nadwyżek uprawnień do emisji pozostałych po obecnym okresie zobowiązań z Kioto. Polska chce utrzymać prawo do sprzedaży tych nadwyżek po 2012 roku, bo stawka jest niebagatelna: chodzi o zezwolenia na ok. 500 mln ton CO2, które rząd w Warszawie mógłby za 2,5-3,5 mld euro sprzedać krajom przekraczającym swoje limity z Kioto.

Aby nie odkrywać kart przed Kopenhagą, na szczycie UE nie ogłosiła, jaką kwotą gotowa jest wesprzeć najbiedniejsze i rozwijające się kraje świata w walce ze zmianami klimatycznymi. Unijni przywódcy zgodzili się, że potrzeby tych krajów wynoszą 5-7 mld euro rocznie w latach 2010-2012 i 100 mld euro do 2020 roku.