Najmroźniejszym zazwyczaj miesiącem w roku jest w Polsce styczeń, tymczasem właśnie na ten miesiąc zaplanowano wyłączenie z powodu remontów bloków energetycznych o mocy 2,5 tys. MW. Zazwyczaj w tym okresie spółki wytwarzające prąd odstawiały 1,5 tys. MW. Jak powiedział Henryk Majchrzak, prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych, obecnie trwają rozmowy z wytwórcami ws. ewentualnego przesunięcia zaplanowanych remontów. Czy to będzie możliwe - dowiemy się w ciągu najpóźniej 2 tygodni. Jeśli okaże się, że remontów nie uda się przesunąć, brakujący 1 tys. MW energii będzie odczuwalny. 

"Tak znaczące obniżenie mocy dostępnej w krajowym systemie oznaczałoby zbyt duże ryzyko dla jego zbilansowania" – powiedział Majchrzak dla "Rzeczpospolitej".

Przestarzałe bloki często ulegają awarii

Może się wydawać, że 1 tys. MW mniej wobec łącznej liczby 38,9 tys. MW mocy zainstalowanej w Polsce jest niewielką częścią i brak ten nie powinien być dużym problemem. Warto wziąć jednak pod uwagę fakt, że zdecydowana większość bloków energetycznych w Polsce jest przestarzała, a co za tym idzie - zdarzają się awarie. Trzeba liczyć się więc z nieplanowanymi postojami.

Czy gospodarstwom domowym zabraknie prądu?

Do tego dochodzi zwiększone zimą szczytowe zapotrzebowanie na energię elektryczną, które wynosi zazwyczaj 2–3 tys. MW więcej niż w miesiącach letnich. Przesuwa się ono na godziny wieczorne - co prawda większość zakładów i fabryk już wtedy nie pracuje, ale prąd zużywają gospodarstwa domowe. Dlatego też - jeśli dla przemysłu zostanie wprowadzony 20. stopień zasilania, tak jak miało to miejsce w sierpniu br., wówczas nie będzie to tak skuteczne, jak latem. Przy bezwietrznej pogodzie, gdy nie będą działać farmy wiatrowe, może dojść do selektywnego wyłączania prądu w gospodarstwach domowych.

Również sytuacja hydrologiczna nie napawa optymizmem. Obecnie, po upalnym i suchym lecie, jest ona zła. Jeśli jesień również będzie sucha, wtedy po nadejściu mrozów zbiorniki wodne zamarzną do dna i nie będzie dostępnej wody do chłodzenia bloków. Najbliższe prognozy pogody nie przewidują długotrwałych i intensywnych opadów deszczu, a tylko takie poprawiłyby sytuację hydrologiczną.

Czy w ciągu 4 lat grozi nam blackout?

Zdaniem ekspertów, jeśli nie podejmiemy środków zaradczych, istnieje nawet 80% prawdopodobieństwo wystąpienia blackoutu w Polsce w ciągu 3-4 lat. Problem stanowi nie tylko planowane wyłączenie przestarzałych bloków energetycznych, ale też brak możliwości importu energii, która w sytuacjach ekstremalnych pomogłaby ustabilizować system elektroenergetyczny. Podkreślają również niestabilność pozyskania energii z OZE i konieczność rozwijania sieci prosumenckich czy budowy tzw. wirtualnych elektrowni, czyli układów wzajemnie powiązanych jednostek wytwórczych np. produkujących prąd z OZE.

W opinii ekspertów blackoutu można uniknąć, jeśli wprowadzi się następujące środki zaradcze: "stworzenie rynku mocy, zwiększenie możliwości importowych i eksportowych polskich sieci, wynegocjowanie okresów przejściowych dotyczących zamknięcia przestarzałych bloków energetycznych, zabezpieczenie elektrowni systemowych, przekierowanie do energetyki przychodów ze sprzedaży pozwoleń na emisję CO2 i ustabilizowanie sieci poprzez m.in. eliminację przepływów kołowych" - podaje PAP.