"Jesteśmy uczuleni na wszystkie zobowiązania i to, kto będzie za nie płacił" - powiedział w piątek pragnący zachować anonimowość polski dyplomata. - Trudno nam będzie zaakceptować, że "biedna" Arabia Saudyjska i inne kraje znad Zatoki Perskiej nie płacą, a nowe kraje UE na dorobku - tak - dodał.

Dlatego - tłumaczył dziennikarzom - Polska domaga się, by na szczycie 19-20 marca zobowiązać Komisję Europejską do przedstawienia propozycji, jak UE wesprze finansowo wysiłki najbiedniejszych krajów planety w dostosowaniu do zmian klimatycznych, redukcji CO2, walce z wylesianiem itd.
"Celem Polski nie jest blokowanie decyzji szczytu, domagamy się jednak analizy kosztów i chcemy wiedzieć, jak zostaną podzielone, zanim zgodzimy się na przyjęcie unijnego mandatu na konferencję w Kopenhadze" - podkreślił polski dyplomata.

Dlatego, że na tej konferencji w grudniu br. ma być podpisane światowe porozumienie o redukcji emisji CO2 po roku 2012 (tzw. post-Kioto). Sukces tego spotkania zależy w dużej mierze od tego, czy - i za ile - kraje rozwijające się zechcą wesprzeć wysiłki uprzemysłowionych potęg w walce ze zmianami klimatycznymi.

Polska obawia się, że na fali entuzjazmu rozmów w Kopenhadze zostaną podjęte zobowiązania, które potem będą nie do udźwignięcia przez biedniejsze kraje UE. Zwłaszcza, że gdyby przyjąć zasadę podziału tylko według emisji CO2, wysokich ze względu na oparcie polskiej energetyki na węglu, Warszawa zapłaci nieproporcjonalnie dużą składkę - ok. 12 proc. Podobnie, gdyby źródłem miały być dochody ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 na aukcjach organizowanych w poszczególnych krajach.