Proces wycofywania tradycyjnych żarówek rozpoczął się przed dwoma laty. Na początku zniknęły żarówki 100-watowe, w zeszłym roku - 75-watowe. Wraz z początkiem września nie można już wytwarzać żarówek o mocy 60 watów. Można je jednak kupować dopóki nie skończą się te już wyprodukowane. Za rok przyjdzie kres na te o mocy 40 i 25 wat. UE rozprawi się również z halogenami - te zaliczane do klasy C zostaną wycofane do 2016 r.

Zwolennicy świetlówek tzw. energooszczędnych twierdzą, że zwykłe żarówki w 90% tracą energię na emisję ciepła, a tylko 10% zużywają na oświetlenie. Wydajność świetlówek halogenowych, fluorescencyjnych czy diodowych ma być nawet kilkanaście procent wyższa przy mniejszym zużyciu energii.

Producenci oświetlenia nowego typu korzystają na tym i podnoszą ceny za swoje produkty. W Niemczech spodziewany jest nawet 25% wzrost ceny za świetlówki. Producenci tłumaczą się tym, że do ich produkcji wykorzystywane są surowce sprowadzane w ponad 90% z Chin, a kraj ten ogranicza eksport windując ceny.

Niemcy już przed rokiem znaleźli sposób na to, jak oszukać urzędników unijnych. Ponieważ zakazana jest produkcja tradycyjnych żarówek, służących do oświetlania pomieszczeń, wytwarzają je jako mini-grzejniki. Tym samym producenci nie wchodzą w kolizję z prawem, a użytkownicy mogą używać żarówki to takiego celu, jak przed laty i niekoniecznie zastępują nimi kaloryfery.