Podczas zakończonego we wtorek spotkania Nord Stream zapowiedział, że w kwietniu przyszłego roku chce się zwrócić do rządów państw położonych nad Bałtykiem o zezwolenie na układanie gazociągu. - Zaraz potem zaczną się wakacje i w sumie oznacza to co najmniej roczne opóźnienie w stosunku do pierwotnych planów Nord Stream, który zamierzał składać takie wnioski w sierpniu tego roku - przypomina dyrektor Artur Kawicki z Ministerstwa Środowiska, który reprezentował Polskę na spotkaniu z Nord Stream.

Okazało się też, że kolejny raz rosyjsko-niemieckie konsorcjum dopuściło się do rażących błędów proceduralnych. Poprzednio Nord Stream uznał, że wody na południe od Bornholm należą do wyłącznej strefy ekonomicznej Danii. Tymczasem także Polska uważa, że ma prawa do tych wód - od 30 lat w tej sprawie trwa dyplomatyczny spór między Warszawą i Kopenhagą. Warszawa zwróciła uwagę Nord Stream na to dyplomatyczne faux pas i zażądała takich samych praw w procedurze decydowania o inwestycji jak ma Dania. Obecnie w tych procedurach prowadzonych zgodnie z międzynarodową konwencję z Espoo Polska ma niższe uprawnienia i nie może np. zablokować budowy gazociągu z powodu naruszenia przez tę inwestycję naszych interesów gospodarczych.

Nord Stream długo nie odpowiadał na polskie wystąpienie, aż w końcu latem przesunął trasę gazociągu na północ od Bornholm, bliżej Szwecji. Teraz okazało się, że przy tej okazji rosyjsko-niemieckie konsorcjum znowu dość swobodnie potraktowało międzynarodowe prawo. - Dowiedzieliśmy się, że prowadzone są już społeczne konsultacje zmienionej trasy gazociągu w Szwecji. A to jest niezgodne z konwencją z Espoo, według której wszystkie strony mają mieć równy dostęp do informacji - ocenił dyr. Kawicki. Jego zdaniem może to stanowić podstawę do zaskarżenia Nord Stream o naruszanie przepisów. Informację o przesuniętej na północ od Bornholm trasie gazociągu rosyjsko-niemieckie konsorcjum ma przedstawić na początku listopada i Polska będzie miała czas do 18 stycznia, aby ustosunkować się do tych materiałów.

Już wcześniej rozstrzygnie się, czy Nord Stream będzie mógł budować swoją rurę za pieniądze UE mimo zastrzeżeń państw członkowskich z Europy Środkowej wobec tej inwestycji. Już na początku tego roku Gerhard Schröder, były kanclerz Niemiec, a teraz szef rady Nord Stream z nominacji Gazpromu, zabiegał w UE o kredyty na rurę z Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Ale prezes EBI Philippe Maystadt tłumaczył wtedy, że to niemożliwe, dopóki na inwestycję nie zgadzają się wszystkie państwa UE. Bo na razie na finansowanie przez EBI projektów poza UE takich jak rura Nord Stream potrzeba jednomyślnej zgody wszystkich państw unijnych. Ale projekt nowego traktatu UE przewiduje, że na finansowanie przez EBI inwestycji poza UE już nie będzie potrzeba jednomyślności, lecz większości głosów. Wtedy EBI mogłoby przyznać Nord Stream kredyty z kasy UE, mimo sprzeciwu Polski i państw nadbałtyckich. Polska protestuje przeciw tym zmianom, a sprawa zostanie rozstrzygnięta w przyszłym tygodniu na szczycie UE w Lizbonie.