Z informacji przekazanych "Polsce" przez uczestników rozmów wynika, że wbrew wcześniejszym zapowiedziom do porozumienia jest jeszcze daleko, bowiem stronie rosyjskiej  zależy na podpisaniu długoterminowej umowy i większej kontroli nad tranzytem gazu z Rosji na zachód Europy.

Odpowiedzialny za negocjacje wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak zasugerował, że mógłby zawrzeć z Gazpromem umowę do 2035 r., ale nie jest to przesądzone, gdyż wewnątrz polskiego rządu toczy się spór o to, jaką umowę podpisywać z Gazpromem.

Chodzi o przedłużenie wygasających z końcem br. umów na dostawy gazu, które dotąd zapewniała Polsce spółka RosUkrEnergo, która wypadła z rynku pół roku temu. Gazprom wyraził gotowość do przejęcia zobowiązań RUE pod warunkiem, że Polska podpisze długoterminowy kontrakt. Do tej pory rząd polski upierał się przy kontrakcie krótkoterminowym, do momentu rozpoczęcia działalności terminalu na skroplony gaz z Kataru.

Na chwilę obecną jest już związana z Gazpromem podpisaną w 1993 roku umową, która wygasa w 2022 r. Podpisanie kolejnej umowy z Rosjanami do 2035 r., o którym mówił Waldemar Pawlak, mogłoby utrudnić dywersyfikacyję - sugeruje "POLSKA".

Gazprom jest obecnie w trudnej sytuacji - z powodu kryzysu i rozbudowy przez Europę alternatywnych źródeł dostaw sprzedaż gazu do UE spadła o 30%. Spółce grozi również podwyzka podatków.

Do problemu można tez podejść od drugiej strony. Zgoda na spełnienie rosyjskich warunków może doprowadzić do sytuacji, w której nasz kraj będzie musiał kupować więcej gazu, niż potrzebuje, co również zahamuje eksploatację krajowego wydobycia (pokrywającego 30% naszego zapotrzebowania).

Edług ekspertów krajowego gazu mogłoby być znacznie więcej, ale wykorzystanie zasobów staje pod znakiem zapytania, ponieważ PGNiG sygnalizuje gotowość do zwiększenia importu gazu z Rosji, który ma pokrywać krajowe zapotrzebowanie. Co by się wtenczas działo z krajowymi zasobami? Pójdą na eksport do UE...