Według nowych przepisów zbiorniki, które do tej pory były uważane przez właścicieli stacji za służące do trzymania paliw, zostaną potraktowane jak urządzenia pomiarowe. Dlatego konieczne będzie zamontowanie na stacji specjalnych systemów i legalizacja zbiorników, co kosztuje 50 tys. zł. Dla wielu niedużych stacji, które nie należą do wielkich koncernów, to ogromny wydatek przekraczający ich możliwości finansowe, nawet grożący bankructwem. Problem dotyczy również największe sieci. Dla nich konieczność instalacji urządzeń pomiarowych oznacza wydatek rzędu wielu milionów złotych. Nie dziwi więc ostra krytyka branży paliwowej, która uważa, że resort gospodarki chce po prostu wyciągnąć od niej pieniądze. Ministerstwo zaś tłumaczy, że chodzi mu tylko o dostosowanie polskich regulacji do międzynarodowych norm i wyjaśnienie nieścisłości ukrytych w dotychczas obowiązujących przepisach.

Jak informuje Dziennik Gazeta Prawna, przeciwko zmianom wystąpiły już największe sieci ? Orlen, Lotos, Statoil, Shell i BP. W ich imieniu występuje Polska Organizacja Przemysłu i Handlu Naftowego, natomiast mniejszych operatorów reprezentuje Polska Izba Paliw Płynnych. Obie organizacje zamierzają spotkać się w listopadzie z przedstawicielami resortu gospodarki.

Zdaniem POPiHN montaż dodatkowego sprzętu pomiarowego nie ma sensu, ponieważ paliwo, które dociera na stację, i tak trzykrotnie podlega pomiarom: przy przeładunku ze składu podatkowego na cysternę, przez liczniki autocysterny w momencie spuszczania go do zbiorników na stacji oraz przy tankowaniu samochodów.

To nie koniec wydatków, jakie czekają firmy paliwowe. Na początku 2013 r. zaczną obowiązywać zaostrzone warunki techniczne dotyczące ochrony środowiska. Trzeba będzie wówczas zainwestować w zbiorniki paliwowe oraz w specjalne systemy monitoringu wycieku. To koszt rzędu 100 tys. zł dla jednej stacji.