Zwolennicy projektu bałtyckiego przytaczają otrzeźwiające liczby. Odpierając krytykę wskazują, że już w roku 2015 Europa będzie potrzebowała o jedna trzecią więcej gazu niż obecnie. Złoża w Holandii i Wielkiej Brytanii będą się wyczerpywać, również zasoby norweskie są niewystarczające i kontynent musi stawiać na Rosję: rurociąg przez Bałtyk mógłby pokryć jedną czwartą dodatkowego zapotrzebowania importowego, niezależnie od kaprysów jakichkolwiek państw tranzytowych.

Już obecnie 41,5 proc. zużywanego w Niemczech gazu pochodzi z kraju Putina, zależność od Rosji wzrasta, Europa staje się coraz bardziej podatna na polityczny szantaż – ostrzega obóz przeciwników podmorskiego gazociągu. Postępowanie Moskwy w wojnie z Gruzją, rosyjskie sankcje handlowe wobec Polski – to wszystko woda na młyn sceptyków.
Jednak od początku bieżącego roku, gdy nastąpił rosyjsko-ukraiński kryzys gazowy, wiele pytań pojawiło się w zupełnie nowej wersji. 

Odżył stary spór: czy nowe trasy tranzytowe zapobiegną takim kryzysom jak ten najnowszy? A jeśli tak, to czy Niemcy powinny postawić na gazociąg bałtycki, czy też na Nabucco, konkurencyjny projekt, który ma przebiegać daleko na południu Europy przez Turcję? Czy też na jeden i drugi? (...) Nord Stream to międzynarodowe joint venture, w którym Gazprom ma tylko 51 procent udziałów, pozostałe należą do niemieckich przedsiębiorstw Wintershall i E.on oraz holenderskiej Gasunie. Ale oczywiście wszystkim dyrygują Rosjanie, Niemiec mógł przynajmniej zająć fotel prezesa rady nadzorczej: to były kanclerz Gerhard Schröder.

Zdaniem Nord Stream wszystkie prace, związane z mającym kosztować siedem miliardów euro gazociągiem bałtyckim, przebiegają zgodnie z planem. Gdy w roku 2012 w morzu zostanie zatopiona także druga z obu jego nitek, ma dostarczać do Niemiec i dalej do Czech 55 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie. Nawet w Rosji pojawiają się wątpliwości, czy jest to naprawdę sensowne. Z ekonomicznego punktu widzenia trasa ta jest „zupełnie nieefektywna”, gdyż w najlepszym przypadku mogłaby przejąć 15 procent rosyjskiego eksportu gazu. A ponadto cele eksportowe wyznaczono z dużym nadmiarem ambicji.

Bowiem według danych petersburskiego Państwowego Instytutu Górniczego (gdzie obronił doktorat Putin), nadające się do opłacalnej eksploatacji rosyjskie zasoby gazu ziemnego wystarczą tylko na 20 lat. A krajowe zużycie energii już teraz wzrasta znacznie szybciej niż rosyjska produkcja przemysłowa. Ponieważ Rosja chce w przyszłości sprzedawać za granicę do 40 procent swego gazu, pojawia się groźba stagnacji gospodarczej – i to tylko z powodu braku paliwa.

W Sangaczale mógłby się rozpoczynać gazociąg Nabucco, konkurent trasy bałtyckiej, tutaj gaz byłby przepompowywany z morza na ląd – a dalej 3300 kilometrów przez Turcję, Bułgarię, Rumunię i Węgry aż do stacji rozdzielczej Baumgarten niedaleko Wiednia. Kierowane przez austriacki koncern naftowo-gazowy OMV konsorcjum Nabucco ma nadzieję, że dojdzie do zawarcia międzypaństwowych umów w tej sprawie.Budowa miałaby się rozpocząć w 2010 roku, w trzy lata później popłynąłby pierwszy gaz. Od roku 2020 planuje się 31 mld metrów sześciennych, połowę gazu miałyby otrzymywać państwa-udziałowcy, a resztę zaoferowanoby krajom trzecim. Przewidywane koszty projektu to niemal osiem miliardów euro. Jednak obecnie wszystko zależy od tego, czy konsorcjum Nabucco zdoła zakupić dość surowca dla swoich rur – przede wszystkim w państwach Azji Środkowej.

Wśród niemieckich polityków i fachowców rośnie już lęk przed tym, że Putin i spółka mogliby któregoś dnia użyć rosyjskiego gazu jako broni również przeciwko Berlinowi. Bowiem Gazprom robi wszystko, by ściśle kontrolować transport surowca – aż do zbiorników i stacji pomp w Niemczech.
Według dotychczasowych planów, po dotarciu na terytorium Niemiec koło Greifswaldu gaz nie będzie stamtąd przesyłany normalnym rurociągiem do podstacji rozdzielczych i rezerwuarów. Zaplanowano raczej rurociąg tranzytowy, który pod nazwą Opal ma możliwie bez jakichkolwiek zakłóceń transportować gaz do granicy sasko-czeskiej. Stamtąd większa jego część popłynie rurociągiem o nazwie Gazelle przez Czechy do Waidhaus w Niemczech.

W centrali Nord Stream menedżerowie zachowują spokój. Dyrektor finansowy Paul Corcoran nie wierzy, by wielomiliardowy projekt na Bałtyku zakończył się fiaskiem: – Wtedy byśmy się w niego tak nie angażowali.
Również w Wiedniu-Floridsdorfie, w centrali konsorcjum Nabucco, nikt nie chce rozmawiać o problemach. – Nabucco nie jest żadnym projektem antyrosyjskim – mówi naczelny dyrektor Reinhard Mitschek. Wszyscy byliby ostatecznie zadowoleni, zarówno Rosjanie, jak i Europejczycy. Brzmi to zbyt pięknie, by było prawdziwe.