Jeśli uczestnicy kryzysu zaczną się głupio zachowywać, z pewnością można sobie wyobrazić totalny chaos, uważa \"The Economist\". Można sobie wyobrazić realizację najczarniejszego scenariusza, że zachodnie banki wycofują linie kredytowe dla swoich wschodnich oddziałów, te zaprzestają udzielania kredytów i domagając się spłaty od własnych wierzycieli, stają się niewypłacalne.
Aby temu zapobiec, rządy Europy Wschodniej przeprowadzają nacjonalizację banków kontrolowanych przez zagranicznych właścicieli. W rezultacie upadają rynki i waluty, stopy inflacji i bezrobocia szybują w górę, demokracja zaczyna być podważana, a za żywność można stracić życie. Upadek austriackiego banku w 1931 r. zapoczątkował przecież reakcję łańcuchową, w rezultacie której do władzy doszedł Hitler.
Jednak zdaniem brytyjskiego tygodnika największa gospodarka w regionie, czyli Polska, jest bardzo odległa od podobnych scenariuszy i w dodatku ma najmniej zagranicznych inwestycji w bankowości z całego regionu. W niezłej kondycji jest też gospodarka Czech, a Słowacja choć mocno poturbowana załamaniem w przemyśle motoryzacyjnym, zdążyła wprowadzić euro. Łotwa rzeczywiście znajduje się w fatalnym położeniu, ale jak na skalę europejską to maleństwo, niewiele ponad 2 mln ludzi i PKB wielkości 15 mld dol. I ma bardzo elastyczną gospodarkę: masowa redukcja wynagrodzeń została przyjęta ze stoickim spokojem. Najpoważniejszy problem stanowią Węgry mające poważny kłopot z zadłużeniem i niestabilną walutą. Jednak węgierski dołek to jeszcze nie jest załamanie całego regionu, pisze "The Economist".
Gdy analitycy mówią o Europie Wschodniej, nie zawsze wiadomo, co właściwie mają na myśli. Kłopoty banków w Kazachstanie i finansów publicznych na Ukrainie niewiele mają wspólnego z mniejszymi i lepiej zarządzanymi krajami, które już weszły do Unii Europejskiej. Jeśli Ukraina ogłosi niewypłacalność lub dokona restrukturyzacji długu, nie musi to wcale niekorzystnie wpłynąć na inne kraje. I choć w regionie istnieje problem deficytów, to rezerwy walutowe są na ogół znaczniejsze niż podczas kryzysu w Azji pod koniec lat 90.
Nowi członkowie Unii mają też perspektywę pomocy ze strony Zachodu. W ubiegłym tygodniu do skoordynowanej pomocy Europie Wschodniej nawoływali szef Banku Światowego Robert Zoellick, premier Gordon Brown i niemiecki minister finansów Peer Steinbrueck. Według brytyjskiego tygodnika, nawet jeśli Unia i Europejski Bank Centralny nie będą chciały zaangażować się w pomoc finansową, będą do tego zmuszone. Nawet najbardziej krótkowzroczny polityk zachodni nie dopuściłby do politycznej destabilizacji w tym regionie. Musiałby jednak zadziałać w pełni świadomy destrukcyjny protekcjonizm i musiałyby upaść główne unijne instytucje, by doszło do katastrofy.
Jednak zdaniem brytyjskiego tygodnika największa gospodarka w regionie, czyli Polska, jest bardzo odległa od podobnych scenariuszy i w dodatku ma najmniej zagranicznych inwestycji w bankowości z całego regionu. W niezłej kondycji jest też gospodarka Czech, a Słowacja choć mocno poturbowana załamaniem w przemyśle motoryzacyjnym, zdążyła wprowadzić euro. Łotwa rzeczywiście znajduje się w fatalnym położeniu, ale jak na skalę europejską to maleństwo, niewiele ponad 2 mln ludzi i PKB wielkości 15 mld dol. I ma bardzo elastyczną gospodarkę: masowa redukcja wynagrodzeń została przyjęta ze stoickim spokojem. Najpoważniejszy problem stanowią Węgry mające poważny kłopot z zadłużeniem i niestabilną walutą. Jednak węgierski dołek to jeszcze nie jest załamanie całego regionu, pisze "The Economist".
Gdy analitycy mówią o Europie Wschodniej, nie zawsze wiadomo, co właściwie mają na myśli. Kłopoty banków w Kazachstanie i finansów publicznych na Ukrainie niewiele mają wspólnego z mniejszymi i lepiej zarządzanymi krajami, które już weszły do Unii Europejskiej. Jeśli Ukraina ogłosi niewypłacalność lub dokona restrukturyzacji długu, nie musi to wcale niekorzystnie wpłynąć na inne kraje. I choć w regionie istnieje problem deficytów, to rezerwy walutowe są na ogół znaczniejsze niż podczas kryzysu w Azji pod koniec lat 90.
Nowi członkowie Unii mają też perspektywę pomocy ze strony Zachodu. W ubiegłym tygodniu do skoordynowanej pomocy Europie Wschodniej nawoływali szef Banku Światowego Robert Zoellick, premier Gordon Brown i niemiecki minister finansów Peer Steinbrueck. Według brytyjskiego tygodnika, nawet jeśli Unia i Europejski Bank Centralny nie będą chciały zaangażować się w pomoc finansową, będą do tego zmuszone. Nawet najbardziej krótkowzroczny polityk zachodni nie dopuściłby do politycznej destabilizacji w tym regionie. Musiałby jednak zadziałać w pełni świadomy destrukcyjny protekcjonizm i musiałyby upaść główne unijne instytucje, by doszło do katastrofy.
Konferencje Inżynieria
WIEDZA. BIZNES. ATRAKCJE
Sprawdź najbliższe wydarzenia
Powiązane
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany. Przejdź do formularza logowania/rejestracji.