Choć polska branża powoli dogania energetykę krajów Europy Zachodniej, sektor ma dużo wad, które wstrzymują szybki rozwój energetyki.

Polska energetyka jest w największym stopniu w całej Unii Europejskiej oparta na węglu. Właśnie dlatego nasz kraj jest najbardziej narażony na wzrost cen po wprowadzeniu opłat za emisję CO2. Z drugiej strony nie ma też warunków do rozwoju energetyki odnawialnej na dużą skalę. Dlatego trzeba dążyć do dywersyfikacji źródeł energii, co powoli można już zaobserwować na polskim rynku.

Kolejną barierą rozwoju energetyki jest brak nowoczesnej infrastruktury przemysłowej. Nasza infrastruktura elektroenergetyczna jest przestarzała i można ją porównać do naszych dróg. Teoretycznie można po nich jeździć, ale w porównaniu z jakością autostrad w Niemczech czy Holandii różnica jest kolosalna.

Następnym hamulcem rozwoju jest silna koncentracja branży i słaba konkurencja na rynku. Jak podaje Puls Biznesu, praktycznie wszyscy gracze mają wspólnego właściciela. Dlatego większość ekspertów negatywnie ocenia połączenie PGE z Energą. Udział trzech największych spółek wytwórczych w sumarycznej mocy zainstalowanej wynosi 60%. To o połowę więcej niż na najbardziej konkurencyjnych rynkach europejskich, tj. rynku skandynawskim i brytyjskim, gdzie udział trzech największych producentów nie przekracza 40%.

Co więcej, w większości krajów UE państwo "trzyma rękę" na przedsiębiorstwach energetycznych. Powoduje to, że tzw. "bezpieczeństwo energetyczne" staje się hasłem w rozgrywkach politycznych.

Tymczasem zachodnie firmy energetyczne stawiają na odnawialne źródła energii. Pod hasłem "energia" zaczynają sprzedawać np. ekologiczny styl życia, który wiązać się może z energią ze źródeł odnawialnych. Jeśli więc klient jest w stanie zapłacić więcej za taką usługę, ma wybór. Niestety, w Polsce nie ma jeszcze nawet opcji zakupu tylko energii "zielonej".

Jak ocenia Puls Biznesu, "Polska powinna być łakomym kąskiem. Jako kraj o najmłodszym społeczeństwie w Europie, stale dodatnim PKB, szybko się rozwijający, gwarantuje stabilną i wystarczającą stopę zwrotu. Może mniejszą niż inwestycja w ten sam sektor w Chinach czy Indiach, ale zarazem mniej ryzykowną, nie wymagającą poznawania rynku od podstaw i kultury danego kraju".