Ukraina wykonała już dwa poważne ruchy w celu unieważnienia umów z Rosją: uwięziono Julię Tymoszenko odpowiedzialną za niekorzystne kontrakty, teraz zapowiada likwidację spółki Naftohaz, która za pośrednictwem ludzi Tymoszenko negocjowała cenę gazu.

Gazprom nie chce zgodzić się na warunki Ukrainy. Alternatywę daje w postaci zgody Kijowa na przejęcie Naftohazu, to jednak ze strony Ukrainy nie jest możliwe. Ukraina została też przez Rosję postawiona w bardzo niekorzystnej sytuacji z tego powodu, że niebawem rozpocznie się transport gazu do Europy Zachodniej Gazociągiem Północnym, a to oznacza zmniejszenie wpływów z tranzytu dla Ukrainy, zresztą dla Polski też. To jeszcze nie koniec, bo Rosja jak najszybciej chce też wybudować Gazociąg Południowy, a wówczas krajom tranzytowym odpadnie spore źródło dochodów. Jak powiedział Putin, wkrótce Rosja uniezależni się od  dyktatu państw tranzytowych.

Cała ta sytuacja coraz bardziej się zaognia a w powietrzu wisi groźba "wojny gazowej". Ostatnie ostre starcie w sprawie gazu pomiędzy Rosją i Ukrainą miało miejsce zimą 2008/2009. Wówczas przez dwa tygodnie gaz z Rosji przez Ukrainę nie płynął do Europy. Teraz takiej sytuacji kraje zachodnioeuropejskie zbytnio się nie obawiają, bo zimą będzie funkcjonował już Gazociąg Północny, w zdecydowanie gorszej sytuacji jest jednak Polska.

Na całym tym sporze zapewne skorzysta Rosja, która jeszcze bardziej zjedna sobie Europę do korzystania z przesyłanego gazociągiem bałtyckim surowca, a Ukraina w zasadzie nie ma argumentów, którymi mogłaby zaszachować potężnego sąsiada.