Polskie miasta próbują walczyć z zanieczyszczeniem powietrza. W wielu z nich w trakcie alarmów smogowych osoby posiadające przy sobie dowód rejestracyjny mogą za darmo poruszać się komunikacją zbiorową. Ale pojawią się też pomysły, by m.in. czasowo ograniczać ruch samochodowy.

Barankiewicz dodaje: - Nawet jeden ze składników smogu, benzoepiren, w ogóle nie powstaje w wyniku spalania czy to oleju napędowego, czy benzyny w samochodach. Może te pyły zawieszone... Ale nie jest to taki dramat, jak przedstawiają władze samorządowe. O wiele gorzej jest wtedy, kiedy pomieszczenia ogrzewane są paliwem słabej jakości.

Ekspert przytacza przykład Warszawy. - Pokazywano wykres ruchu ze Święta Trzech Króli. Był minimalny. Wiadomo, ludzie wyjechali, odpoczywali, a mimo to stężenie zanieczyszczeń było wysokie. Można sobie odpowiedzieć na pytanie: czy na smog bardziej wpływ miały samochody, których nie było, czy środowisko, w sensie braku wiatru, napływu zanieczyszczeń z gmin ościennych plus to, czym sami mieszkańcy palą w swoich piecach?

Trzy rodzaje usterek

Władze Krakowa zobligowały diagnostów do bezwzględnego przestrzegania prawa i w przypadku stwierdzenia przekroczenia dopuszczalnych norm emisji, określania wyników badania okresowego samochodu jako negatywne oraz zatrzymywania dowodów rejestracyjnych. - To nie może polegać na tym, że będzie jakiś apel ze strony władz samorządowych i teraz diagności zaczną gremialnie zabierać dowody rejestracyjne. Przecież oni też pracują w określonych realiach prawnych. Przede wszystkim mają ustawę o ruchu drogowym. W rozporządzeniu wykonawczym jest zapisane, w jakich przypadkach diagnoście wolno zabrać dowód rejestracyjny. Nie przypominam sobie, żeby np. w przypadku zadymienia była taka możliwość czy obowiązek - wyjaśnia Barankiewicz.

W wyniku badania okresowego mogą wyjść trzy rodzaje usterek. - Usterka drobna, istotna i zagrażająca bezpieczeństwu ruchu drogowego. W przypadku usterek istotnych, które nie zagrażają bezpieczeństwu, ale mogą wpływać na środowisko, ustawodawca przewidział negatywny wynik badania bez zabrania dowodu rejestracyjnego. Przy dieslach jest tylko taka niedogodność, że diagnosta nie bada składu chemicznego - tłumaczy Barankiewicz.

Zasadnicze pytanie

W przypadku samochodów z zapłonem iskrowym (benzynowe) robi się analizę spalin, z kolei w przypadku wysokoprężnych, czyli diesli, wykonuje się wspomniany pomiar zadymienia.  

- Powstaje zasadnicze pytanie: co ma być podczas takiego badania wykazane? Bo, jeżeli chodzi o diesle, to stacje nie badają składu spalin, tylko tak naprawdę przepuszczalność światła w spalinach. A informacji, ile taki pojazd emituje tlenków azotu, cząstek stałych i tak dalej, to nie będzie - twierdzi Barankiewicz, przypominając głośną aferę Volkswagena.

- By zbadać skład spalin w dieslu, trzeba mieć określone warunki, niemalże laboratoryjne. Nie da się tego zrobić podczas takiego rutynowego badania w stacji kontroli pojazdów. Zresztą, nie ma nawet takich urządzeń, które pozwalałyby w warunkach stacji przeprowadzić analizę składu chemicznego spalin diesla.

Kraków kupił sprzęt

Inne są normy dla samochodów starszych, inne dla nowszych. Pomiar wykonuje się w specyficznych warunkach: samochód "stoi na luzie" na stanowisku, silnik trzeba rozpędzić na jakieś trzy i pół, cztery tysiące obrotów. Wykonać trzy, cztery pomiary. Później jest wyciągana średnia. - Oczywiście, musi też być odpowiednia temperatura urządzenia. Czasami nawet, kiedy policja stosuje dymomierze na ulicy, to, mówiąc szczerze, nie jest możliwe prawidłowe przeprowadzenie badania, bo dymomierz potrzebuje odpowiednich warunków. Jeżeli mamy na zewnątrz minusową temperaturę, raczej nie są to warunki do rzetelnego pomiaru.

Kraków wyposażył służby miejskie w sprzęt specjalistyczny do sprawdzania spalin w samochodach. Na pytanie dotyczące liczby skontrolowanych dotychczas aut Michał Kondzior z biura prasowego komendy miejskiej policji powiedział: - Takich statystyk nie prowadzimy. Systemy statystyczne są tylko do przestępstw, nawet liczby wykroczeń nie jesteśmy w stanie wygenerować.