Polskie miasta intensywnie testują rozwiązania, które mogą przyczynić się do zmniejszenia problemu zanieczyszczenia powietrza. Oprócz szeroko zakrojonych kampanii edukacyjnych i programów dofinansowań do wymiany kotłów węglowych coraz częściej wprowadzają też bezpłatne przejazdy komunikacją publiczną w dni, gdy stężenie niebezpiecznych substancji w powietrzu jest najwyższe. Ma to zachęcić kierowców do przejścia na ekologiczny transport. Problem w tym, że większość z nich czuje się nie tylko niezachęcona, ale wręcz zniechęcona. Powód? Darmowy bilet nie rekompensuje silniejszej niż na co dzień ekspozycji na smog, a i czas, i komfort podróży w „nowych” warunkach pozostawiają wiele do życzenia. Czy w obliczu takich racji pomysł urzędników ma szanse na satysfakcjonujący odzew?
Smog: darmowa komunikacja "nie działa"? Fot. LanaElcova / Shutterstock
Krakowski trend
Pierwszym miastem, w którym wprowadzono bezpłatną komunikację publiczną z powodu smogu, był Kraków. Pod koniec grudnia 2015 r. magistrat, w reakcji na fatalny stan powietrza i niepokojące prognozy, wydał uchwałę o wprowadzeniu darmowej komunikacji miejskiej dzień po odnotowaniu w trzech stacjach monitorujących jakość powietrza stężenia pyłu PM10 powyżej 150 µg/m³. Początkowy entuzjazm krakowian opadł jednak tak szybko, jak okazało się, że warunkiem skorzystania z przywileju jest posiadanie ważnego dowodu rejestracyjnego, wydanego na samochód osobowy, z aktualnym przeglądem technicznym. Wprawdzie kierowca mógł wziąć ze sobą do autobusu lub tramwaju osoby towarzyszące (maksymalnie tyle, ile miejsc miał w aucie), ale w praktyce niewielu z nich korzystało z tej opcji.
Mimo umiarkowanej popularności krakowskiego pomysłu, rosnący problem zanieczyszczenia powietrza w Polsce zachęcił do wdrożenia podobnego rozwiązania kolejne miasta: Warszawę, Poznań, Białystok, Rzeszów, Katowice i wiele innych miejscowości. Bezpłatne przejazdy zaczęły obowiązywać już nie tylko w samych miastach, ale także na trasach kolejowych. Swój program walki ze smogiem pochodzącym ze spalin samochodowych wprowadziły Koleje Śląskie i Koleje Mazowieckie.
Jak przekonuje Magdalena Iwańska z biura prasowego śląskiej spółki kolejowej, działanie to skutkuje. W pierwszej kolejności – ograniczeniem niskiej emisji poprzez redukcję ruchu samochodowego. Ale dla przedsiębiorstwa rozwiązanie posiada także walor promocyjny.
Przypomina [to] o transporcie publicznym kierowcom, którzy nie mieli szansy z niego skorzystać (niejednokrotnie od wielu lat) i nie znają aktualnej oferty przewoźników – bezpłatne przejazdy mają ich do tego zachęcić. (…) dzięki takim działaniom jeszcze więcej pisze się i rozmawia o niskiej emisji, a wśród mieszkańców wzrasta świadomość tego problemu. Skorzystanie z naszej propozycji bezpłatnego przejazdu jest oczywiście dobrowolne i wynika z chęci samego mieszkańca – podkreśla.
Ulga, ale nie dla wszystkich
Problem w tym, że chęci u mieszkańców coraz bardziej brakuje. Koronnym argumentem niechętnych pomysłowi są oczywiście kwestie zdrowotne. Narażanie się na długotrwałe wdychanie smogu powoduje szereg dolegliwości: od bólu głowy, przez rozkojarzenie i kłopoty z koncentracją, aż po problemy z oddychaniem, a w konsekwencji rozwój chorób o podłożu pulmonologicznym czy laryngologicznym. Kierowcy przekonują, że wyposażony w odpowiednie filtry samochód skutecznie chroni ich przed zanieczyszczeniami, szczególnie, gdy sami – przemieszczając się od garażu do parkingu podziemnego i z powrotem – często nie mają nawet kontaktu z (nie)świeżym powietrzem. Ale nie ukrywają, że w grę wchodzi również zwykła logistyka. Przejazdy autem, nawet w przypadku korków, są zazwyczaj szybszą, a z pewnością wygodniejszą opcją niż dojście do często znacznie oddalonego od miejsca zamieszkania przystanku, oczekiwanie na tramwaj czy autobus bądź liczne przesiadki.
Niepocieszone są też osoby, które regularnie korzystają z przejazdów komunikacją publiczną. Wybierając – z różnych przyczyn – bardziej ekologiczne środki transportu i inwestując w nie miesięcznie określoną kwotę (w Krakowie np. cena biletu miesięcznego na wszystkie linie to wydatek rzędu blisko 90 zł), czują się pominięci. Potwierdzają to liczne propozycje kierowane do urzędników o wprowadzenie ulg na zakup biletów dla posiadaczy miejskiej karty. Miałaby to być rekompensata za konieczność wdychania smogu podczas przemieszczania się pomiędzy przystankami i samej jazdy autobusami i tramwajami.
Czy w obliczu takich wątpliwości i niejasnych wyników wprowadzenia bezpłatnych przejazdów, urzędnicy rozważają zmianę wprowadzonych zasad?
Akcja ma edukować, nie działać?
Na razie nie planujemy zmian, jeśli chodzi o procedurę wprowadzania bezpłatnej komunikacji, kiedy dochodzi do dużych przekroczeń norm stężenia szkodliwych substancji w powietrzu. Takich dni w roku jest zaledwie kilka, a cały projekt w dużej mierze ma charakter edukacyjny, pomocniczy, wychowawczy – mówi Paweł Ścigalski, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. jakości powietrza.
Na pytanie o stałych użytkowników miejskich środków transportu, Ścigalski zaznacza, że darmowa komunikacja skierowana jest przede wszystkim do osób, które podróżują autami i ma na celu nakłonienie do przesiadki na transport zbiorowy właśnie tej grupy mieszkańców.
Wprowadzenie bezpłatnej komunikacji dla wszystkich podróżujących wypaczałoby sens całej tej idei, a jednocześnie generowałoby dodatkowe koszty dla miast – dodaje.
Analogiczny cel przyświeca urzędnikom warszawskim.
Miasto zdecydowało się na ten krok w 2016 r., aby mieszkańcy otrzymali jasny sygnał, że również muszą włączyć się w działania, że wiele zależy od nich samych i że jakość powietrza ma bardzo duży wpływ na ich zdrowie. Informacja o wprowadzeniu darmowej komunikacji rozchodzi się bardzo szybko i szeroko, co daje szansę na zwrócenie szczególnej uwagi na problem zanieczyszczenia powietrza. Pozostawienie własnego samochodu pod domem i korzystanie z komunikacji publicznej może w takich dniach oczywiście przyczynić się do ograniczenia emisji, ale aspekt edukacyjny ma tu kluczowe znaczenie – zaznacza Tomasz Demiańczuk, inspektor z Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy.
Zdaniem inspektora błędne jest przekonanie, że podróż samochodem w takie dni jest korzystniejsza dla zdrowia niż oczekiwanie na przystanku czy pokonywanie dystansu pieszo.
Przemieszczając się pieszo czy transportem publicznym nie narażamy się na tak duże stężenia [pyłów] jak te, które przenikają do samochodu, zwłaszcza stojącego w korku. Dni, w których takie wyjątkowe działanie może zostać uruchomione, nie występują w Warszawie często. Proponujemy, aby mieszkańcy traktowali to tak, jak jesienny dzień bez samochodu – wtedy również każdy może korzystać z darmowych przejazdów.
Bilans zysków i strat
Ilu kierowców faktycznie decyduje się na skorzystanie z takiej opcji – nie wiadomo. O ostrożne szacunki pokusił się jedynie krakowski magistrat, który na nasze pytanie o skuteczność wprowadzonego w stolicy Małopolski rozwiązania odpowiedział, że dzięki darmowej komunikacji liczba pasażerów zwiększa się o około 8–10%. Efekty programu monitorują też Koleje Śląskie – w ciągu czterech dni obowiązywania bezpłatnej komunikacji z akcji skorzystało u przewoźnika około 9500 osób. Ale liczba ta robi wrażenie tylko do momentu zapoznania się z ostatnimi statystykami Urzędu Transportu Kolejowego: pociągi śląskiego przewoźnika rocznie przewożą już ponad 16 mln osób.
Tymczasem roczne wpływy z komunikacji miejskiej to dla budżetu miasta spory zastrzyk finansowy. W przypadku tak dużych miast jak Kraków, Poznań czy Wrocław to kwoty rzędu 170-190 mln zł. Czy miasta stać więc na to, by tracić część tej sumy na rzecz formy edukacji, która nie do końca się sprawdza? Zdaniem Piotra Siergieja z Polskiego Alarmu Smogowego, z jednej strony tak, bo choć realnych efektów takiego działania na razie nie widać, na dłuższą metę dobre jest każde rozwiązanie, które może się przyczynić do poprawy czystości powietrza.
Darmowa komunikacja zawsze będzie budziła kontrowersje tak u właścicieli samochodów, jak i pasażerów miejskich autobusów. Wydaje się jednak, że jeśli uda nam się zmienić przyzwyczajenia i z samochodów przesiąść się do metra i tramwaju, zyskają wszyscy – mówi.
Z drugiej jednak strony, by wygrać ze smogiem potrzeba o wiele więcej. W pierwszej kolejności – pomóc mieszkańcom wymienić stare węglowe kotły na ekologiczne piece. W drugiej – kontrolować proces wymiany i nawyki mieszkańców, by z kominów ich domów nie wydobywały się groźne substancje. W kontekście transportu drogowego pomóc mogłoby wprowadzenie specjalnych stref, do których wstęp miałyby tylko pojazdy ekologiczne.
Niestety, miasta wciąż nie mają prawnych możliwości wprowadzania stref ograniczonej emisji komunikacyjnej, które niwelują ruch najmocniej kopcących samochodów. W Europie już ponad 300 miast ma takie strefy. W Polsce wciąż jednak czekamy na decyzję parlamentu, która umożliwi miastom ich tworzenie – mówi Piotr Siergiej.
Ostatecznie jednak żadnym z tych pojedynczych działań samorządy nie zdołają wygrać ze smogiem. Jedyną receptą na poprawę jakości powietrza w Polsce jest bowiem kompleksowe podejście do problemu: masowa wymiana kotłów opalanych niskiej jakości paliwem na ekologiczne urządzenia, zredukowanie ruchu samochodów w centrach miast, termomodernizacja budynków, wzrost elektromobilności. I idąca w parze z każdą z tych aktywności nieustanna edukacja mieszkańców w kierunku zrozumienia, że odpowiedzialność za to, czym oddychamy, ponosimy my sami.
Przeczytaj także: Rusza rządowy program termomodernizacji domów
Foto, video, animacje 3D, VR
Twój partner w multimediach.
Sprawdź naszą ofertę!
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany. Przejdź do formularza logowania/rejestracji.