Niepokojące ustalenia naukowców z Uniwersytetu Harvarda zostały opublikowane w czasopiśmie „Science Advances”. Kierująca pracami Francesca Dominici twierdzi, że 19 742 przypadków COVID-19 oraz 748 zgonów w wyniku zakażenia może być związanych ze skokowymi zmianami poziomu drobnych cząstek stałych PM2,5, które zostały uwolnione do atmosfery w wyniku pożarów w Kalifornii, Oregonie i Waszyngtonie.

Autorzy badania przeanalizowali dane dotyczące zachorowań i zgonów na COVID-19 oraz stężenia PM2,5 w okresie od marca do grudnia 2020 r. w 92 hrabstwach, zamieszkałych przez 95% populacji trzech wspomnianych stanów. Następnie sprawdzono możliwe powiązania, np. z pogodą oraz danymi dotyczącymi przemieszczania się tych osób. Okazało się, że każde dodatkowe 10 µg/m3 cząstek stałych w ciągu 28 dni wiązało się ze wzrostem liczby zachorowań na poziomie 11,7% oraz 52,8% w przypadku liczby zgonów z powodu COVID-19.

Wpływ zanieczyszczenia powietrza na liczbę zakażeń i zgonów był różny w zależności od regionu, co wskazywałoby na inną trajektorię pandemii. Niemniej, mieszkańcy zagrożonych pożarami regionów powinni, zdaniem autorów badania, tym większą wagę przywiązywać do stosowania się do środków bezpieczeństwa, przede wszystkim zakrywania ust i nosa, zarówno w budynkach, jak i na otwartych przestrzeniach.

W 2020 r. Stany Zjednoczone doświadczyły serii pożarów w zachodniej części kraju. Walka z ogniem była utrudniona z powodu silnych, porywistych wiatrów oraz gorącego powietrza. W efekcie zginęło 37 osób, a dziesiątki tysięcy budynków zostało zniszczonych. Ponad sto różnych pożarów zajęło łączną powierzchnię 4,1 mln ha. Straty oszacowano na prawie 20 mld USD. Wśród głównych przyczyn wybuchów pożarów podaje się zmiany klimatu oraz niewłaściwe praktyki w zakresie gospodarki leśnej.

Przeczytaj także: Te kraje walczą z gigantycznymi pożarami