Na drugą połowę kwietnia rosyjsko-niemieckie konsorcjum Nord Stream zapowiada raport o ocenie oddziaływania tej inwestycji na środowisko. Finlandia, Szwecja i Dania, których wyłączne strefy ekonomiczne ma przeciąć rura, na podstawie tego dokumentu ostatecznie zdecydują, czy zgadzają się na inwestycję.

Budzi ona w tych państwach ciągłe kontrowersje - np. kilka dni temu rosyjski statek badawczy nielegalnie prowadził prace dla Nord Stream na wodach terytorialnych Finlandii. Inwestor tłumaczył ten incydent pomyłką spowodowaną przez niedokładne mapy.

Polska, Litwa, Łotwa i Estonia będą mogły zgłaszać swoje opinie i uwagi wobec inwestycji, ale nie mogą jej zablokować, bo obecna trasa rury omija wody, na których obowiązuje prawo tych państw. Jednak Polska i państwa nadbałtyckie nie zasypiają gruszek w popiele.

Jest zamiar, aby szybko przedstawić alternatywę Unii Europejskiej i firmom zaangażowanym w budowę Nord Stream - powiedział nam wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak.
Chodzi o to, że Warszawa i pozostałe stolice od dawna uważają, że budowa nowego, lądowego gazociągu z Rosji do Niemiec byłaby dużo tańsza i bezpieczniejsza ekologicznie niż układanie rury na dnie tak wrażliwego morza jak Bałtyk. Pod koniec lipca 2007 r. Polska wraz z Litwą, Łotwą i Estonią zaczęła szykować wniosek do Komisji Europejskiej o wsparcie prac nad dokumentacją ułożenia przez te państwa gazociągu Amber, lądowej alternatywy Nord Stream. Taka dokumentacja czarno na białym pokaże zalety i wady rury podmorskiej i na lądzie.