W roku 2001 doszło nawet do podpisania kontraktu gazowego pomiędzy Polskim Górnictwem Naftowym i Gazownictwem a pięcioma firmami wydobywającymi gaz w Norwegii. Zakładano, że od 2008 r. PGNiG będzie sprowadzać norweski gaz płynący podmorskim gazociągiem o długości 1,1 tys. km. Docierałby on do Niechorza niedaleko Szczecina. Norwedzy zamierzali zbudować gazociąg za własne pieniądze, a Polska miała w ciągu 16 lat kupić 74 mld m3 paliwa, czyli około 5 mld m3 w ciągu roku. Taka wielkość to około 30% obecnego rocznego zużycia.

Do wcielenia w życie tego planu jednak nie doszło, bo ówczesne władze (Sojusz Lewicy Demokratycznej) obawiały się, że kupno gazu w Norwegii będzie nas kosztować nawet o 30% więcej niż w Rosji. Ostatecznie w 2003 r. wycofano się z tej umowy. Do rozmów powrócono w 2007 r., a współpraca polsko-norweska weszła w nowy etap. PGNiG przejęło od koncernu ExxonMobil udziały w złożach gazu i ropy na Morzu Norweskim. Spółka weszła też do konsorcjum mającego wybudować podmorski gazociąg Skanled, którym gaz miał płynąć na południe Norwegii, do Danii i Polski. Do nas miało trafiać rocznie około 3 mld m3 paliwa. Udział finansowy PGNiG w projekcie założono na poziomie 15%. Brak porozumienia pomiędzy norweskimi firmami doprowadził do zawieszenia projektu w 2009 r.

Obecnie Norwegia dysponuje sporymi zapasami gazu, bo wydobycie w ciągu dwóch ostatnich dekad znacznie się zwiększyło. Posiadane rezerwy są bardzo duże, a dotychczas wyczerpano około 21% zasobów. Kraj ten więc szuka rynków zbytu, a dobrego odbiorcę upatruje właśnie w Polsce, dokąd można by dostarczać gaz skroplony do budowanego w Świnoujściu terminalu LNG.