Agata Sumara:  26 stycznia prezydent podpisał nowelę tzw. ustawy węglowej. Które z rozwiązań wprowadzonych poprzez jej nowelizację uważa Pan za pozytywne, a które za negatywne dla przyszłości polskiego górnictwa?

Andrzej Sikora: Zarówno ustawa, jak również jej nowelizacja sama w sobie nie stanowi programu restrukturyzacji branży górniczej. Stanowi natomiast ważne narzędzie do nowej strategii dla górnictwa, która winna zostać opracowana z uwzględnieniem szczegółowych rozwiązań. Nawet jako odrębny dokument rządowy.

Opracowanie i przyjęcie takiego dokumentu powinna poprzedzać głęboka analiza wszystkich kopalń we wszystkich aspektach ich funkcjonowania. Pośpiech, w jakim opracowano założenia programowe i prowadzenie dialogu (a właściwie sporu) ze związkami zawodowymi, głównie wokół zapisów ustawowych sprawił, że nie uzyskano konsensusu w fundamentalnych kwestiach strategicznych. Co więcej, nastąpiło całkowite odwrócenie ról w przedmiotowym dialogu.

Związkom zawodowym powinno bowiem zależeć na wprowadzeniu możliwie najszerszych zapisów ustawowych, gwarantujących wspomaganie finansowe restrukturyzacji i pakiet osłonowy dla pracowników kopalń na wypadek samorealizowania się najgorszego scenariusza dla branży (dalszy spadek cen węgla, obiektywne trudności we wdrażaniu programów naprawczych, związane np. z nasileniem się zagrożeń górniczo-geologicznych w najbardziej opłacalnych partiach złoża itp.). Zamiast tego w ustawie nastąpiło ograniczenie pakietu osłon poprzez pozbawienie możliwości skorzystania z jednorazowej odprawy pieniężnej pracowników dołowych. To, że jest to efekt porozumienia, nie zmienia faktu, że jest to rozwiązanie błędne, wynikające z utożsamiania takiego dobrowolnego prawa z obowiązkiem korzystania z niego, które może przynieść negatywne skutki dla kopalń mających najkorzystniejsze perspektywy funkcjonowania w wyniku alokowania do nich pracowników dołowych z kopalń likwidowanych (często wbrew ich woli). Zresztą strona związkowa sama pośrednio podnosiła taki aspekt, zarzucając Kompani Węglowej, że kopalnia Bobrek–Centrum odnotowuje straty w wyniku narzuconego przyjęcia 300 pracowników z KWK Piekary.

Można przyjąć, że do takiej sytuacji nie doszłoby, gdyby przedmiotem negocjacji był odrębny dokument, zawierający szczegółowe rozwiązania restrukturyzacyjne spółki i wszystkich funkcjonujących w jej strukturach kopalń. Wydaje się również, że nie powinna budzić wątpliwości możliwość przekazywania kopalń poddawanych procesowi naprawczemu do Spółki Restrukturyzacji Kopalń i uzyskania tym sposobem możliwości finansowania likwidacji z budżetu państwa z opcją sprzedaży zorganizowanych części zakładów.

Problem tkwi jednak w szczegółach. SRK S.A. w swoim obecnym kształcie nie dysponuje ani doświadczeniem, ani też wystarczającym zapleczem technicznym, organizacyjnym i kadrowym, aby takie czynności skutecznie przeprowadzić. Jedynymi przykładami kontynuowania wydobycia w oparciu o majątek będący w dyspozycji SRK S.A. są:

  • eksploatacja złoża byłej kopalni Powstańców Śląskich przez prywatnego inwestora, ale rola spółki była w tym procesie raczej marginalna i sprowadzała się do wydzierżawienia obiektów zakładu górniczego w kształcie określonym przez tegoż inwestora;
  • eksploatacja złoża KWK Kazimierz Juliusz, gdzie całość robót górniczych i sprawowanie nadzoru nad tymi robotami, prowadzone jest przez pracowników Katowickiego Holdingu Węglowego SA.

 

Wydaje się, że z technicznego punktu widzenia bardziej zasadnym byłoby dokonanie restrukturyzacji technicznej kopalń nierentownych w strukturze Kompani Węglowej w taki sposób, aby ich wydzielona część, dająca perspektywę rentownego wydobycia, pozostała w strukturze Spółki wydobywczej, a do SRK przekazana została kopalnia „pierwotna” bez wydobycia z przeznaczeniem do fizycznej likwidacji. Unikniętoby w ten sposób konfliktu z zapisami dyrektywy UE, która w przypadku odsprzedaży części likwidowanego zakładu górniczego prowadzącego wydobycie, któremu udzielono pomocy publicznej w ramach procesu likwidacji, wymaga zwrotu całej otrzymanej pomocy. Jest to szczególnie istotne w odniesieniu do potencjalnych inwestorów, którzy tak jak Tauron zapowiadają przeprowadzenie szczegółowej analizy zasadności przejęcia jednej z kopalń od Kompani Węglowej, a przedmiotem takiej analizy będzie kompleksowa ocena aspektów technicznych, organizacyjnych i górniczo-geologicznych.

Po co Tauronowi kopalnia w Brzeszczach?

Agata Sumara: Program oszczędnościowy Jastrzębski Spółki Węglowej wywołał oburzenie związków zawodowych i doprowadził do strajku. Jak ocenia Pan proponowane przez JSW rozwiązania, które wg założeń mają doprowadzić do poprawy sytuacji spółki i utrzymania zatrudnienia?

Andrzej Sikora: To kolejny przykład nieracjonalnego zachowania strony związkowej, którego źródła należy doszukiwać się w złym prowadzeniu dialogu społecznego. Program oszczędnościowy JSW jest logiczny i stosunkowo mało bolesny dla załóg górniczych, ale zabrakło determinacji w procesie przekonywania partnera społecznego do słuszności zawartych w nim rozwiązań. To wina atmosfery, w jakiej prowadzone są rozmowy już od wielu miesięcy, gdzie wzajemna niechęć zastępuje merytoryczną dyskusję.

Wina leży po obu stronach. Związki zawodowe to gremium doskonale zorientowane w aktualnej sytuacji ekonomicznej i technicznej spółek oraz poszczególnych kopalń, co więcej ­– mające doskonałą wiedzę historyczną w kwestiach realizacji wszystkich poprzednich programów restrukturyzacji branży od 1993r. To je odróżnia od zarządów tych spółek i kadry kierowniczej kopalń, tj. ludzi, którzy często legitymują się kilkuletnim, a niekiedy kilkumiesięcznym stażem na zajmowanych stanowiskach.

Każda niekonsekwencja programowa bądź też nierzetelność analiz będzie więc wykorzystywana przez stronę związkową w sposób bezwzględny. Nie istnieją więc obiektywne przyczyny, dla których powinny one być traktowane przedmiotowo, a tym bardziej konfrontacyjnie.

W dialogu społecznym w JSW (a także w Kompani Węglowej) wymagany jest więc „reset” i przystąpienie do rozmów merytorycznych, których efektem będzie akceptacja społeczna proponowanych rozwiązań, bądź ich modyfikacja. Jest to możliwe, tak jak było możliwe w okresach poprzednich.

Istotne dla przywrócenia wzajemnego zaufania jest preferowanie rozwiązań oszczędnościowych, uwzględniających cykliczność dekoniunktury, a więc raczej zawieszanie pewnych świadczeń lub ich ograniczenie niż ich całkowite odbieranie.

Agata Sumara: Mimo panującego w górnictwie kryzysu prywatne kopalnie odnotowują zyski. Dlaczego? Powstają też plany budowy nowych zakładów. Czy inwestorzy podejmują duże ryzyko?

Andrzej Sikora: W polskich warunkach mieliśmy dotychczas do czynienia z dwoma rodzajami inwestorów. Do pierwszej grupy można zaliczyć tych, którzy są zainteresowani eksploatacją wybranych części złoża, konkretnym rejonem, pokładem lub poziomem. Kierują się w tym zakresie pożądanymi parametrami węgla, na który jest największe zapotrzebowanie rynku, ale także głębokością eksploatacji i odległością pól eksploatacyjnych o szybów wyciągowych, czy wreszcie brakiem występowania zagrożeń górniczo-geologicznych.

Wszczynając procedurę uzyskania koncesji z uwzględnieniem tych uwarunkowań i uzyskując ją, planują eksploatację na ograniczonym obszarze górniczym przy minimalnych nakładach inwestycyjnych i zastosowaniu najmniej kosztochłonnej technologii (najczęściej z wykorzystaniem kombajnów chodnikowych), gwarantującej bardzo szybki zwrot nakładów. Pod takie założenia planują zatrudnienie minimalnej liczby pracowników i ustalenie funduszu wynagrodzeń bez konieczności stosowania uregulowań wynikających z układów zbiorowych pracy.

Analiza opłacalności takiego przedsięwzięcia jest stosunkowo prosta i nieobarczona nadmiernym ryzykiem. Ryzyko oczywiście istnieje, ale jest ono związane głównie z wystąpieniem czynników zewnętrznych, takich chociażby, jak obecny drastyczny spadek cen węgla na rynkach światowych i rynku polskim. Takie ryzyko inwestorzy ponoszą z pełną odpowiedzialnością i jeżeli występują przesłanki do odwrócenia negatywnego trendu, liczą się z koniecznością dopłat, mając nadzieje na zwrot w późniejszych okresach.

Przykładem drugiej grupy inwestorów jest kopalnia Silesia, gdzie inwestor zdecydował się na zaangażowanie znacznych środków finansowych w kopalnie w jej dotychczasowym kształcie, przeznaczonych na modernizację procesu eksploatacji, a w konsekwencji wzrost wydajności pracy. Nie jest wykluczone, że i w tym przypadku zdecydowano się na koncentrację wydobycia w partiach złoża o najlepszych parametrach. Uzyskano zakładany efekt ekonomiczny w postaci dodatniej akumulacji, ale myślę, że całkowity zwrot nakładów inwestor osiągnie w późniejszym okresie, jeżeli nie wystąpi splot niekorzystnych okoliczności. W każdym z tych przypadków możliwy jest scenariusz, w którym inwestor wycofa swój kapitał, pozostawiając nierozwiązane problemy skarbowi państwa, tak jak miało to miejsce w przemyśle stoczniowym czy hutniczym.

Prywatyzacja przez giełdę, tak jak dzieje się to w przypadku Jastrzębskiej Spółki Węglowej, z zachowaniem większościowego pakietu akcji przez Skarb Państwa, nie rozwiązuje problemów. Załogi w dalszym ciągu uznają odpowiedzialność Państwa za losy spółki i nie wahają się sięgać po instrumenty strajkowe, nie bacząc na straty, jakie przynoszą takim działaniem swoim miejscom pracy.

Agata Sumara: Jak wyobraża sobie Pan polski sektor górniczy za 10 lat, biorąc pod uwagę obecną sytuację i proponowane plany naprawcze? Jakie są Pańskie oczekiwania w tym zakresie?

Andrzej Sikora: Biorąc pod uwagę powyższe okoliczności można stwierdzić, iż przyszłość polskiego górnictwa to w dalszym ciągu dominacja sektora państwowego i stopniowy wzrost udziału wydobycia w kopalniach prywatyzowanych z zachowaniem dużej ostrożności inwestorów, tzn. na ograniczonych partiach złóż, (głównie w obszarach likwidowanych) i minimalnym zatrudnieniu.

Można się również spodziewać większych prywatnych inwestycji w nowe złoża, ale tu preferowane będzie Lubelskie Zagłębie Węglowe, gdzie występują najkorzystniejsze warunki górniczo-geologiczne, stosunkowe małe zagrożenia i potencjalnie niewielkie finansowe skutki deformacji powierzchni. Sektor państwowy musi wyciągnąć wnioski z aktualnej sytuacji kryzysowej i zrozumieć, że za 10 lat w każdej z kopalń (także w tych rentownych) może wystąpić gwałtowne pogorszenie sytuacji finansowej na skutek sczerpania zasobów ekonomicznie opłacalnych.

Warto więc prowadzić kompleksowe analizy perspektyw funkcjonowania kopalń w oparciu o bilans energetyczny kraju (którego przez ostanie 25 lat nie można się doczekać). Pozwoli to odpowiednio szybko korygować plany zagospodarowania złoża i plany wydobycia, prowadząc przy tym stały dialog z partnerami społecznymi w taki sposób, aby czuły się odpowiedzialne za permanentny proces restrukturyzacji.

Marzeniem jest sytuacja, w której zarówno związki zawodowe, jak i zarządy już dzisiaj akceptują fakt, że za 10 lat przy aktualnej wielkości wydobycia i stanie zatrudnienia kopalnia wyeksploatuje zasoby i będzie musiała zostać zlikwidowana. Przedmiotem rozważań mogą być wówczas jedynie opcje wydłużenia jej żywotności o 2, 3 czy 5 lat kosztem odpowiedniego zmniejszenia wydobycia i ograniczenia liczby pracowników. Czy taki konsensus to fikcja? Niekoniecznie. W takiej perspektywie wygaszano wydobycie w niektórych kopalniach niemieckich, prowadząc jednocześnie proces przekwalifikowania pracowników i tworzenia nowych miejsc pracy.