Badania próbek ścieków pod kątem obecności w nich koronawirusa prowadzili od lipca ub.r. naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w amerykańskim San Diego (UC). Ustalono, że wirus może znajdować się w wydalanym stolcu bez względu na to, czy osoba otrzymała pozytywny, czy negatywny wynik w kierunku COVID-19.

Najwięcej czasu poświęcono procesowi zagęszczenia ścieków. Jest to konieczne, bo nieczystości trafiają do oczyszczalni rozcieńczone i – jak wyjaśniali badacze – niemożliwe jest wyodrębnienie materiału genetycznego patogenu w taki sposób, jak przy analizie wymazu pobranego z nosogardzieli chorego.

Do analizy ścieków zastosowano zrobotyzowaną platformę, która najpierw wyodrębnia z próbek RNA materiał genetyczny tworzący genom wirusa, a następnie uruchamia reakcję łańcuchową PCR, by wyszukać geny sygnatur patogenu. Na ostatnim etapie analizy uzyskane dane są dodawane do cyfrowego pulpitu nawigacyjnego, śledzącego nowe pozytywne przypadki zakażeń.

Metoda pozwala przeanalizować 24 próbki co 40 minut i zidentyfikować pojedynczy przypadek COVID-19 w budynku zamieszkałym przez około 500 osób. To także doskonały prognostyk statystyk – umożliwia przewidzenie liczby nowych przypadków o tydzień wcześniej niż informacje te podadzą służby sanitarne, opierające się na wynikach tradycyjnych testów w kierunku koronawirusa.

Mamy nadzieję, że epidemiologia oparta na ściekach stanie się bardziej powszechna. Szybkie systemy wczesnego ostrzegania o chorobach zakaźnych na dużą skalę mogą być szczególnie przydatne do nadzoru wrażliwych populacji i społeczności z mniejszym dostępem do testów diagnostycznych i mniejszymi możliwościami oddalenia się oraz izolacji – podczas tej i następnej pandemii – powiedział prof. Rob Knight, dyrektor Center for Microbiome Innovation UC.

Przeczytaj także: Polskie urządzenie do wykrywania SARS-CoV-2