Gospodarki wielu krajów nie wytrzymują już restrykcji i ograniczeń narzuconych w reakcji na pandemię koronawirusa SARS-CoV-2. Dochodzi do załamania na poziomie globalnym, a sytuacja poszczególnych państw jest coraz gorsza. Tysiące firm, które zostały zmuszone do zaprzestania czy wstrzymania działalności wygenerują miliony bezrobotnych. Rządzący zaczynają obawiać się też wyjścia ludzi „na ulicę” i protestów, które już stopniowo się pojawiają, choć na razie na niewielką skalę.

Tedros Adhanom Ghebreyesus mówiąc o tym, że najgorsze przed nami, nie odniósł się jednak do konkretów. Przywołał pandemię grypy „hiszpanki” sprzed stu lat (1918 r.), która wg różnych źródeł mogła zabić nawet 100 mln ludzi na całym świecie. Dodał, że teraz dysponujemy o wiele lepszą wiedzą i technologią, że możemy zapobiec katastrofie, ale za wcześnie na łagodzenie ograniczeń. Mówił też o tym, że wielu ludzi „nie rozumie tego wirusa” i apelował o zaufanie.


Tymczasem po tygodniach ciężkiej walki z niewidzialnym wrogiem w poszczególnych krajach sytuacja bardzo powoli, ale zaczyna się stabilizować. Testy wykonywane są na coraz większą skalę, maleje liczba nowo zdiagnozowanych zarażonych osób, a wskaźnik umieralności (wykazywany w statystykach) maleje. Jak podkreślają politycy i analitycy, nie można sobie pozwolić na dłuższą stagnację. By nie doprowadzić gospodarek do całkowitej ruiny, powoli trzeba wracać do „normalności”, oczywiście, przy zachowaniu środków ostrożności.

Przeczytaj także: COVID-19: etapy znoszenia ograniczeń. „Życie zależy od gospodarki”