W Polsce póki co nie ma jakiegokolwiek kryzysu. Jeżeli spojrzymy na dane, to w żaden sposób nie potwierdzają takich sformułowań po stronie polityków czy niektórych ekonomistów. Mamy do czynienia bardziej z zaklinaniem rzeczywistości, niż z próbą jej zrozumienia w oparciu o realne zdarzenia. Mamy do czynienia głównie z sytuacją, w której na potrzeby bieżącej polityki wywołuje się różne zdarzenia, takie jak konieczność pilnego wprowadzenia Polski do strefy euro. Gdy to hasło i propagandowe działanie rządu nie spotkało powszechnego entuzjazmu, nawet w sferach rządowych - znowu rzuca się kolejne hasło do opinii publicznej - będziemy walczyć z kryzysem. Te działania mają, tak jak i poprzednie, charakter wyłącznie propagandowy.

Natomiast dopiero właśnie takie sformułowania, które codziennie są powtarzane, mogą wywołać wśród przedsiębiorców efekt może nie tyle zagrożenia, co niepokoju. Zacznie on przekładać się na ich decyzje inwestycje oraz zachęci do wyczekiwania. Uważam za wysoce nieodpowiedzialne rozbudzanie takiego niepokoju i mówienie o kryzysie dla udowodnienia swojej potrzeby istnienia, zwłaszcza przez rządzący establishment. Jeżeli premier ma jakieś dane, które nie są ogólnie dostępne, a te dane, które są ogólnodostępne, takiej tezy nie potwierdzają, to powinien, tak jak to się dzieje w normalnie rządzonych państwach, przygotowywać różne scenariusze; w tym na wypadek kryzysu. Powinien posiadać te scenariusze, natomiast nie opowiadać publicznie, że będzie walczył z kryzysem, nazywając to jeszcze "programem stabilizacji i rozwoju", bo to dezawuuje wcześniejsze mówienie o "kryzysie".

Polacy nie budują sobie kryzysu, ponieważ Polacy do tej pory wykazują się niezwykłą przedsiębiorczością i niezależnie od tego, jak stara Unia nam pozwalała na różne działania, to i tak nasi obywatele jeszcze przed wejściem Polski do Unii, a nawet w czasach PRL-u, znajdowali dla siebie miejsca na rynku bez pytania się kogokolwiek o zgodę. W każdych warunkach, nawet w warunkach PRL-u, potrafiliśmy sobie radzić. A były to czasy naprawdę immanentnego kryzysu. Jako społeczeństwo jesteśmy pod tym względem zahartowani. Nie trzeba sięgać aż do czasów PRL-u, bo wszyscy pamiętają przełom lat dziewięćdziesiątych i początek dwudziestego pierwszego wieku. Wtedy sytuacja w Polsce nie była najlepsza, a nowe pokolenie musiało przejść lekcję życia w trudniejszych warunkach gospodarczych. Odpowiedzią na tamten czas spowolnienia i dekoniunktury było jak najszybsze wprowadzenie Polski do Unii Europejskiej. Wtedy, jak się analizuje wypowiedzi czołowych polityków wszystkich ugrupowań rządzących Polską czy będących w opozycji, widzimy strach przed odpowiedzialnością za losy własnego kraju, nieumiejętność wzięcia na swoje barki odpowiedzialności za rządzenie krajem. Jedyną ucieczką od tej odpowiedzialności było dla elity politycznej wprowadzenie Polski jak najszybciej do Unii Europejskiej. Dzisiaj, kiedy być może dekoniunktura do Polski w większym lub mniejszym rozmiarze zapuka, ucieczką od rządzenia jest jak najszybsze wprowadzenie Polski do strefy euro czy tworzenie w dzisiejszych warunkach sztucznego planu antykryzysowego.