To, że w energetyce niezbędne są inwestycje w moce wytwórcze i sieci dystrybucyjne nie budzi dzisiaj chyba już niczyich wątpliwości. Majątek polskiej energetyki jest przestarzały i bez nowych inwestycji grozi nam deficyt mocy. Do tego dochodzą jeszcze wymagania wynikające z naszego członkostwa w Unii Europejskiej w zakresie konieczności zwiększenia udziału energii elektrycznej pochodzącej ze źródeł odnawialnych w łącznym bilansie zużywanej energii. Polskie grupy energetyczne nie mają wyboru - jeśli chcą nadal zajmować istotne pozycje na polskim rynku i skutecznie konkurować z wielkimi zachodnimi koncernami, muszą poczynić odpowiednie inwestycje. Stąd plany inwestycyjne PGE, Tauron, Energa i Enea są tak szerokie i tak kosztowne. Oczywistym jest, że spółki nie będą w stanie sfinansować tych inwestycji z własnych środków i że będą potrzebować finansowania zewnętrznego.

Wobec obecnego kryzysu finansowego rodzi się jednak pytanie czy banki będą gotowe, a jeśli tak to w jakim zakresie, do udzielania kredytów dla nowych inwestycji. Wszyscy działamy dzisiaj w warunkach ogromnej niepewności i banki dużo ostrożniej podchodzą do udzielania kredytów niż robiły to jeszcze rok temu, np. znacznie skrócił się chociażby okres, na jaki udzielane są kredyty. Również inwestorzy branżowi zdają się ograniczać swoje zainteresowanie wchodzeniem na nowe rynki, skupiając się raczej na ochronie dotychczasowych. Pamiętajmy jednak, że inwestycje w elektroenergetyce są inwestycjami długoterminowymi i rozłożonymi w czasie. Budowa nowego bloku wytwórczego trwa kilka lat, a efekty takiej inwestycji zwracają się przez kolejne kilkadziesiąt lat. Dlatego nie można rozpatrywać procesu inwestycyjnego w elektroenergetyce wyłącznie w świetle tego, co dzieje się dzisiaj. W ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy sytuacja na rynkach finansowych powinna się ustabilizować, co przełoży się na możliwości zadłużania się przedsiębiorstw.