Rząd musi podjąć bardzo niepopularne działania, które mogą zaprzepaścić wyborcze szanse Platformy Obywatelskiej. To żadne political fiction, lecz prawdopodobny scenariusz, choć rząd może jego realizację przynajmniej odsunąć w czasie. A czas jest tu bardzo ważny.

Polscy politycy wykazali się roztropnością, wpisując do konstytucji zakaz nadmiernego zadłużania państwa. Co znaczy "nadmiernego", uściślili w ustawie o finansach publicznych (z 1998 r., a potem w kolejnej z 2005 r.), pokazując jednocześnie, co powinny robić rządy, którym dług wymknie się spod kontroli.

Jeżeli przekroczy połowę PKB, rządowi na pulpicie do sterowania finansami publicznymi zaczyna migać pomarańczowe światło ostrzegawcze. Sprawujący władzę mogą się jeszcze wykpić gładkimi deklaracjami o rychłej konieczności naprawy finansów i uchwalić podkolorowany budżet na następny rok, z odpowiednio niskim deficytem.

Gdy dług przekracza 55 proc. PKB, zaczyna migać światełko czerwone. Rząd nie może już zamieść problemu pod dywan, musi zacząć działać - ściąć deficyt budżetu państwa niemal do zera. Dług i tak będzie rósł, bo rząd kontroluje tylko część pieniędzy publicznych.

Rządowi na stałe zapala się czerwone światło, gdy dług przekracza próg 60 proc. PKB - to stan wyjątkowy finansów publicznych. Możliwe są redukcje płac budżetówki, inwestycje finansowane dzięki gwarancjom rządowym są wstrzymywane. Rząd musi przyznać, że jego polityka gospodarcza poniosła klęskę, i ponieść skutki polityczne. - czytamy w komentarzu Gazety.