Polska drużyna, a właściwie stworzony przez nią robot, okazała się lepsza od 162 ekip z całego świata. - Zaprojektowali genialną maszynę. Sędziowie czasem przychodzili specjalnie zobaczyć tego naszego robota i nie mogli pozbierać się z wrażenia, że został tak dobrze zaprojektowany i zbudowany - twierdzi Giza.

Na czym polegały zawody w Waszyngtonie? W skrócie mówiąc na tym, że każdy robot musiał zbierać piłki, a były niebieskie i pomarańczowe, które potem umieszczał w odpowiednim miejscu. 

- Może zasady brzmią prosto, ale robot musiał posiadać choćby czujnik koloru, bo właśnie w zależności od koloru każda z piłek trafiała gdzie indziej. Poza tym miał za zadanie wciągnąć się na specjalnie skonstruowanym wysięgniku. Nasz robot był w stanie zrobić to w dwie czy trzy sekundy - opowiada Giza.

Na boisku w trakcie jednego meczu walczyło sześć maszyn sześciu drużyn, podzielonych na dwie koalicje. Każda z ekip pracując na indywidualny wynik, pracowała także na rzecz reszty swojej koalicji, bo za współpracę można było zdobyć dodatkowe punkty.

- FIRST to amerykański program, który od 1989 r. ma na celu rozwój wśród dzieci i młodzieży wiedzy oraz umiejętności z przedmiotów ścisłych, jak matematyka, fizyka, ale także takich cech jak kreatywność, innowacyjność, współpraca w grupie czy osiąganie założonych celów - tłumaczy Giza, dodając: - Oczywiście to robot jest tym najbardziej widocznym elementem, ale przy okazji młodzież uczy się naprawdę bardzo wielu różnych rzeczy. 


Polska drużyna składała się z sześciu uczniów z terenu powiatu kraśnickiego i jednego mieszkającego na stałe w Kalifornii, mimo odległości mocno wspierającego budowę - w trakcie zawodów był tzw. driverem, osobą, która operuje robotem.

Maszyna, która rywalizowała w Waszyngtonie, powstała w około dwa miesiące. - Wydaje mi się, że to przede wszystkim wynik ich zaangażowania i pracy, choć oczywiście zdolności też mają wpływ. Bo jak to w życiu bywa: trzeba mieć talent, ale we wszystko należy włożyć jeszcze bardzo dużo wysiłku. I nasi uczniowie tak właśnie zrobili. Okazało się, że są oni świetnymi konstruktorami. Na tym cała zabawa polega, że tutaj tak naprawdę nie ma żadnego udziału specjalistów czy ekspertów z zewnątrz - mówi Giza.

Zespół ma za to dwóch kluczowych mentorów. To Dariusz Głuchowski i Bartosz Pisiak.

„Spice Gears" (tak nazywa się pierwsza polska drużyna FIRST Robotics Competition) powstała mniej więcej dwa i pół roku. W Waszyngtonie wystawiła trzeciego zbudowanego przez siebie robota. Dwa wcześniejsze rywalizowały m.in. w Kanadzie. A ekipę, która ostatnio wyjechała do USA, w większości stanowiły osoby, które w drużynie są od samego początku.


- Selekcja? Tutaj tak naprawdę kryterium była chęć wykonania czegoś nowego, ciekawego, czegoś czego jeszcze nikt w Polsce nie robił. Nie było żadnego klucza, na przykład w sensie średniej ocen w szkole. Za to była chęć zaangażowania się w bardzo ciekawy nowy projekt. Tak naprawdę osoby, które pojechały na olimpiadę do Waszyngtonu, w 80% należały do ekipy, która od początku zaangażowała się w temat robotyki - opowiada.

Wschodni Klaster Innowacji na co dzień wspiera drużynę. - Nie jesteśmy sponsorem, my znajdujemy sponsorów. Od samego początku, czyli mniej więcej trzech lat, zajmujemy się m.in. pozyskiwaniem finansowania na rozwój robotyki w Polsce - wyjaśnia Giza. - Ale na pewno nie zamierzmy na tym poprzestać - dodaje.

Przeczytaj także: ten wynalazek może zrewolucjonizować rynek pojazdów elektrycznych