Do prac wysłana została pierwsza zmiana, tj. 370 górników. Jak podaje Polska Agencja Prasowa (PAP) wielu przyznaje, że boi się tego, co zastanie pod ziemią. Część pracowników rozważa zmianę zatrudnienia.

Tuż obok rejonu wznowionych prac wydobywczych trwa budowa tam odcinających obszar katastrofy od reszty zakładu. W sumie odcięto obszar o powierzchni 500x500 m. Do odgrodzonego chodnika wtłaczany jest azot, a stężenie niebezpiecznych substancji monitorują specjalne sondy. Dopiero analiza tych danych pozwoli urzędowi górniczemu wydać decyzję, czy ekipy ratunkowe mogą wejść w miejsce wypadku, by wydobyć na powierzchnię ciała pozostałych ofiar. Do tej pory wydobyto jedynie cztery ciała – jedno bezpośrednio po wybuchu, kolejne trzy – w niedzielę, tuż przed tym, gdy z powodu zbyt wysokiego stężenia metanu i groźby kolejnego wybuchu, przerwano akcję ratunkową.

Do katastrofy w czeskiej kopalni k. Karwiny doszło 20 grudnia br. na głębokości 800 m. W wyniku wybuchu zginęło 13 górników, w tym 12 polskich i jeden czeski. W szpitalu wciąż przebywają dwaj ranni pracownicy, jeden z nich jest w stanie krytycznym.

Przeczytaj także: Katastrofa górnicza w Czechach