Łukasz Madej: Geotermia, energia wiatrowa, a może fotowoltaika - na co powinna, biorąc pod uwagę swoje położenie, postawić Polska?

Krzysztof Romaniak: Nie można wskazać jednoznacznie, które rozwiązanie jest najlepsze, na które powinniśmy przede wszystkim postawić. Polska jest dużym krajem, a poszczególne regiony różnią się między sobą warunkami geograficznymi. Wybór konkretnej instalacji OZE powinien być ściśle związany z miejscem jej uruchomienia. Owszem, najbardziej uniwersalnym rozwiązaniem wydaje się być fotowoltaika, ponieważ poziom nasłonecznienie poszczególnych rejonów Polski jest podobny, nie ma drastycznych różnic. Należy jednak pamiętać, że w niektórych regionach większą efektywność można osiągnąć decydując się na rozwiązania geotermalne lub wiatrowe.

ŁM: Z Państwa doświadczenia wynika, że Polacy już przekonali się do tego typu pozyskiwania energii? Jak ich podejście zmieniało się przez ostatnie lata?

KR: Głównym motorem rozwoju OZE w Polsce w ostatnich latach był system dotacji unijnych. Początkowo panowało przekonanie, że tylko dzięki nim inwestycja jest opłacalna. Na szczęście zauważamy, że sytuacja powoli zaczyna się zmieniać. Zwłaszcza w obszarze mikroinstalacji. Ich użytkownicy przekonali się, że warto było zainwestować. W mojej ocenie drugą grupą, która już niedługo zmieni nastawienie do realizacji projektów OZE, będą przedsiębiorcy i samorządy. Uruchomienie elektrowni OZE przynosi znaczące oszczędności. Jednak, żeby Polacy w pełni zrozumieli, że korzystanie np. z fotowoltaiki opłaca się niezależnie od dotacji czy systemu upustów, musi minąć jeszcze kilka lat. Funkcjonujące w Polsce instalacje działają póki co zbyt krótko, żeby zdecydowanie wpłynąć na utrwalone przekonania.

ŁM: Polskie firmy są na dobrej drodze, by być jedną z liczących się światowych sił w branży OZE?

KR: Polscy naukowcy są cenionymi na świecie fachowcami w dziedzinie OZE. Nieustannie pracują nad nowymi rozwiązaniami, jak chociażby perowskitami. Czy przełoży się to jednak na pozycję polskich firm w branży w skali światowej, trudno na razie wyrokować. W Polsce dopiero kształtuje się grupa czołowych graczy rynkowych. Wynika to z dużego rozdrobnienia rynku. Boom na OZE, a zwłaszcza fotowoltaikę, miał miejsce w latach 2014-2016, kiedy można było pozyskiwać fundusze unijne na ten cel. W związku z tym powstało wiele firm, które wraz z ograniczeniem dotacji zniknęły z rynku, nie były w stanie funkcjonować bez dotacji. O ewentualnej ekspansji i wpływie polskich firm na inne rynki będzie można mówić dopiero kiedy wykształci się grupa generalnych wykonawców, którzy będą w stanie prowadzić działalność niezależnie od uwarunkowań legislacyjnych i dotacji.

ŁM: Minęły dwa lata od uchwalenia ustawy o odnawialnych źródłach energii - jakie są jej główne zalety i wady?

KR: Nie chcemy oceniać obowiązującego prawa, po prostu się do niego stosujemy.

ŁM: Do 2020 r. udział OZE w polskim miksie energetycznym powinien wzrosnąć do 15%. Są na to szanse?

KR: Uważam, że tak. Wpływ na to będą miały przede wszystkim dwa czynniki. Po pierwsze, od tego roku ponownie ruszyły dofinansowania unijne, a jak już mówiłem i jak pokazują dane, to one są głównym motorem rozwoju OZE w Polsce. Po drugie, Polacy powoli przekonują się do korzyści wynikających z wykorzystania odnawialnych źródeł energii i zapewne zaczną inwestować również niezależnie od dotacji. Warto również pamiętać, że dzięki rozwojowi technologii OZE poszczególne urządzenia są coraz tańsze, co przekłada się na dynamicznie rosnącą opłacalność inwestycji. Ponadto, udział OZE w miksie energetycznym ma wpływ na obniżenie cen energii elektrycznej na rynku hurtowym, co jest niewątpliwie korzystne dla gospodarki.

Przeczytaj także: Wielka płyta może stać ponad 100 lat [wywiad]