Komentarz.

Dr hab. inż. Paweł Popielski, prof. Politechniki Warszawskiej:

W walce z wielką wodą kluczowe są systemy, bo nie pomogą ani same wały, ani same zbiorniki. Przy czym nigdzie na świecie nie ma systemów przeciwpowodziowych, które zapewniłyby stuprocentowe zabezpieczenie. Zawsze jest ryzyko, bo z jednej strony woda to bardzo dynamiczny żywioł, a z drugiej – jej interakcja z budowlą hydrotechniczną jest zmienna w czasie.

W regionach górskich, tak jak i na innych terenach, najważniejsze jest opóźnienie spływu, by fala powodziowa była niższa, ale przez to rozsunięta w czasie. W zlewniach górskich bardzo skuteczne jest zabezpieczanie przed powodzią za pomocą obiektów stale piętrzących wodę – zbiorników retencyjnych (np. kaskada rzeki Soły) oraz obiektów okresowo piętrzących wodę – suchych zbiorników, polderów. W takich regionach nie bardzo jest możliwe (z uwagi na warunki w podłożu), by woda z deszczu zostawała tam, gdzie spadła, jak to jest w projektach np. miast-gąbek, które polegają na maksymalnie dużej rozbudowie retencji.

W trakcie obecnej powodzi pojawiło się wiele informacji dotyczących uszkodzeń wałów czy zbiorników retencyjnych. Pomijając już, czy te wiadomości były prawdziwe albo i nie – ocenę zostawmy na później. By mogła być rzeczowa i pozbawiona emocji, trzeba znać wszystkie dane techniczne danej budowli, także historyczne dotyczące remontów, eksploatacji i okresowych ocen stanu technicznego.

W każdym razie dla bezpieczeństwa konstrukcji wałów kluczowe jest, by rzędna fali powodziowej znajdowała się poniżej ich korony. Z tego powodu najczęstszym widokiem podczas akcji przeciwpowodziowych, przynajmniej tych działań, kiedy można liczyć jedynie na ludzkie ręce, jest układanie worków z piaskiem. Przy czym to rozwiązanie pozwala nie tylko podwyższyć wał, a także go dociążyć.

Dla konstrukcji wałów ziemnych zagrożenie stanowi jednak nie tylko przelanie się wody przez koronę wału, ale także proces filtracji, gdyż długie piętrzenie się wody może doprowadzić do deformacji filtracyjnych powodujących zniszczenia korpusu lub podłoża. Trzeba pamiętać, że w Polsce wały, ale także zapory, mają po kilkadziesiąt lat, a przecież tak samo jak każde inne urządzenia techniczne trzeba je w odpowiedni sposób eksploatować, oceniać, naprawiać. Zawsze może nastąpić awaria, przy czym w przypadku wałów występują one lokalnie, na długości kilkudziesięciu metrów, a przecież całe wały mają setki kilometrów. Kluczowe, ale jednocześnie bardzo trudne, jest więc zlokalizowanie tego najsłabszego miejsca w trakcie oceny technicznej przed wezbraniami. Dlatego osoby zajmujące się obiektami hydrotechnicznymi powinny mieć odpowiednie wykształcenie, doświadczenie i stosowne uprawnienia. W ofercie naszej uczelni znajdują się stosowne studia dwustopniowe lub podyplomowe np. (www.is.pw.edu.pl).

Statystyki mówią, że awarie obiektów hydrotechnicznych (w przypadku obiektów stale piętrzących wodę) najczęściej pojawiają się albo w pierwszym etapie po uruchomieniu obiektu, kiedy to wychodzą błędy np. w rozpoznaniu podłoża, pracach projektowych czy wykonawczych, albo dopiero po kilkudziesięciu latach jako efekt czynników zmieniających się w czasie np. starzenia się materiału lub niewykonania prac remontowych w trakcie eksploatacji.

Po powodzi będzie trzeba wykonać oceny techniczne wszystkich obiektów znajdujących się na obszarze powodzi. Na pewno niezbędne będą naprawy, a może i przebudowy oraz modernizacje różnych elementów budowli hydrotechnicznych.

Dla ochrony przeciwpowodziowej kluczowe jest też, by nie tylko obiekty hydrotechniczne, ale też poszczególne jednostki współpracowały jak sprawny system. ♦♦♦

Przeczytaj także: Woda niszczyła też budowle przeciwpowodziowe. Potrzeba 1 mld zł