Najwięcej emocji wśród posłów budził fakt ustalania taryf. Jak tłumaczył Gajda, w tym roku Najwyższa Izba Kontroli (NIK) wskazała, że taryfy zatwierdzane są uchwałą rady gminy, przy czym jednak większość przedsiębiorstw wod-kan albo w przeważającej części, albo w 100% należy właśnie do tej samej gminy. - Zachodzi konflikt interesów - tłumaczył wiceminister.


Od 1 stycznia 2018 r. funkcję regulatora przejmą dyrektorzy Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej Państwowego Gospodarstwa Wodnego "Wody Polskie". Gajda zaprzeczył jednak zarzutom posła Krzysztofa Truskolaskiego z Nowoczesnej, że to regionalny dyrektor będzie ustalał ceny.

- Nie będzie narzucał taryf, tylko zatwierdzał wniosek taryfowy przygotowany przez radę gminy. Sprawdzał, czy nie ma ukrytych kosztów nieuzasadnionych, które byłyby obciążeniem dla mieszkańców. Gminy, które przygotują wnioski taryfowe uczciwie, nie mają czego się obawiać. I się nie obawiają - mówił Gajda, dodając:

- Kiedy nie było żadnego narzędzia kontrolnego, cześć gmin robiła to nierzetelnie. A kiedy będzie regulator, mam nadzieję, zacznie się większa praca. Dla każdej jednej gminy będzie inna taryfa, sprawdzana pod kątem zgodności z prawem, zgodności merytorycznej oraz tego, czy odzwierciedla wszystkie koszty.


Gajda przywołał raporty NIK, z których wynika, że ceny bywają przez gminy zawyżane. Mówił również o skargach wpływających do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumetów, który też „przedstawiał rozwiązania prawne”.

Wiceminister nie zgodził się również z zarzutem o niezgodność nowych przepisów z konstytucją. - Nie odbiera się gminom zadań własnych, chodzi o zatwierdzanie - stwierdził.

Gajda zapewnił też, że powołanie do życia „Wód Polskich” nie oznacza nowych etatów. Mają tam pracować osoby już zatrudnione w RZGW czy w zakładach melioracji.

Przeczytaj także: kontrowersyjna ustawa zadecyduje o przyszłości branży wod-kan