Z przeprowadzonych analiz stanu ulic krakowskich wynika, że pilnego remontu wymaga aż 70% dróg w mieście. Gazeta Krakowska porównując budżety na ten sam cel innych miast polskich wymienia, że na remonty dróg w tym roku we Wrocławiu przeznaczone będzie 30 mln zł, w Gdańsku - 31,4 mln zł, a w stolicy - 90 mln zł – przypomnijmy – w Krakowie 19 mln zł.

Okazuje się, że 19 mln zł wystarczy na remont bez podbudowy zaledwie 22 km dróg. A więc chodzi o wymianę asfaltu na części jezdni, bo całkowity remont wiąże się z czterokrotnie większymi wydatkami.

Obecnie ze stanu krakowskich dróg cieszyć się mogą jedynie zakłady naprawcze, które nie nadążają z naprawami uszkodzonych wozów. Nawet najbardziej uważny kierowca nie jest w stanie ominąć dziur, biorąc pod uwagę, że nie jest samotnym użytkownikiem dróg i nie może pozwolić sobie na jazdę slalomem. Poza tym, że zniszczone drogi pochłaniają masę pieniędzy z kieszeni użytkowników, ci powodują poważne zagrożenie na drogach, bo zamiast skupić się na bezpiecznej jeździe, muszą jeszcze kombinować, jak tu nie wpaść w dziurę.

Zarząd Infrastruktury Komunikacji i Transportu chce wnioskować o zwiększenie budżetu na remont dróg, będzie się starać o wygospodarowanie dodatkowych 20 mln zł.

Kierowcy co roku zmagają się z tymi samymi problemami, co roku nie ma na to samo pieniędzy, a te, które już zostaną przydzielone, marnowane są często na doraźne i niedbałe wypełnianie dziur. A może warto byłoby zrobić porządny remont na mniejszym odcinku i mieć z nim spokój przez kilka lat, niż wrzucać pieniądze do tych samych, tylko większych niż przed rokiem, dziur?