Zgodnie z planami od jutra na niemal 1,6 tys. km dróg krajowych powinien ruszyć system elektronicznego poboru opłat dla ciężarówek i autobusów. Okazuje się jednak, że na około 1 tys. km przejazd będzie nadal darmowy.

Kapsch, który otrzymał kontrakt wart 4,9 mld zł na budowę systemu e-myta i zarządzanie nim, nie zdąży z wszystkimi pracami. Dotychczas postawił niewiele ponad 100 z 430 bramownic niezbędnych do pracy systemu. Pod koniec maja było zamontowanych w sumie 52 bramownic, natomiast w czerwcu Austriakom udało się podwoić tę liczbę. Wynika z tego, że na dokończenie budowy Kapsch potrzebuje jeszcze kilku miesięcy. GDDKiA zapewnia, że prace przyspieszają, ale ile faktycznie bramownic będzie gotowych, okaże się o północy 1 lipca.

Opóźnienie będzie oznaczać utratę przychodów Skarbu Państwa. Zgodnie z szacunkami rządu w 2011 r. wpływy z e-myta miały przekroczyć 400 mln zł, natomiast przy niepełnym systemie nie uda się tego osiągnąć. Co więcej, nie będzie też wpływów ze sprzedaży winiet. Zdaniem ekspertów optymistyczny wariant zakłada zebranie zaledwie 100 – 150 mln zł.

Jak nieoficjalnie dowiedział się Dziennik Gazeta Prawna, Kapsch będzie tłumaczył się problemami z polskimi procedurami prawnymi, m.in. trudnościami z podłączeniem bramownic do sieci energetycznej. Za opóźnienie w budowie systemu Kapsch może ponieść surowe kary finansowe. Zgodnie z umową zawartą z rządem może to być nawet 1 mln za każdy dzień zwłoki oraz około 2 mln zł dziennie za utracone przychody Krajowego Funduszu Drogowego, do którego będą trafiać opłaty za przejazdy drogami objętymi e-mytem. Tak ogromnych kwot rząd będzie musiał domagać się przed sądem, co może potrwać nawet kilka lat.

Kłopoty z wprowadzeniem e-myta uderzą również w koncesjonariuszy autostrad, którzy spodziewają się ucieczki nawet połowy tirów z ich tras. Od piątku 1 lipca najcięższe pojazdy będą musiały płacić za przejazdy np. trasą A2. W efekcie w ciągu jednego miesiąca Autostrada Wielkopolska może stracić kilka milionów złotych.