Na cięciach w planach drogowych straci wiele firm, które nie tylko bezpośrednio zajmują się budową dróg, ale dostarczają materiały, maszyny czy wykonują prace towarzyszące. W ostatnich latach przedsiębiorcy sporo zainwestowali np. w kupno maszyn, teraz będą one niejednokrotnie stały bezczynnie, a ich właściciel będzie miał problemy ze spłatą zaciągniętych na ich zakup długów. Dodatkowo też przedsiębiorcy sporo zainwestowali w przygotowanie dokumentacji pod zamówienia przetargowe, które nie dojdą do skutku. Ponadto też wiele osób straci zatrudnienie, nie tylko w firmach budowlanych, ale wszędzie tam, gdzie występują powiązania z tą branżą. Problem jest bardzo poważny, bo mówi się o przesunięciu w czasie budowy około 1000 km dróg. Kontrakty z nimi związane mają być podpisywane dopiero za dwa lata.

Na ograniczeniu planów budowlanych w drogownictwie stracą też firmy transportowe, które zakupiły, bądź wzięły w leasing samochody. Mniej zarobią firmy zajmujące się melioracją czy zbrojeniami i montażem.

Każdy z przyszłorocznych przetargów będzie, zdaniem analityków, bardzo oblegany, a firmy będą oferować usługi za niskie ceny, by tylko pozyskać zlecenie. Takie działanie może przełożyć się nie tylko na niskie wyniki finansowe firm, spadek ich rentowności, ale też niską jakość wykonania, bo przedsiębiorcy będą próbowali odrobić chociaż część strat.

W efekcie odwołania inwestycji budowlanych mniej pieniędzy wpłynie również do kasy państwowej. Szacuje się, że może to być nawet kwota od 3 do 5 mld zł.