Jak twierdzi dr Maciej Zathey z Instytutu Rozwoju Terytorialnego, sytuacja nie jest optymistyczna. W wyniku zmian klimatu rozpoznane reżimy opadowe stają się nieprzewidywalne, a zaimplementowane rozwiązania – niewystarczające. Powstają modele nowych zjawisk pogodowych, jednak odpowiednie recepty wymykają się ekspertom z rąk; nie jest możliwe przewidywanie, jak wyglądać będą modele opadowe za kilka bądź kilkanaście lat. Promowane obecnie zintegrowane podejście do tematu, choć dobre, może okazać się zbyt późno wysłanym sygnałem alarmowym.

Wdrożenie go wydaje się być jednak absolutną koniecznością; łatwo to zaobserwować w polskich warunkach. Trudno zauważyć obecnie w naszym kraju jakąkolwiek integrację pomiędzy zarządzaniem wodami a planowaniem przestrzennym: świadczy o tym zarówno brak odpowiednich rozwiązań systemowych, jak i prawnych. Implementowana w Polsce ramowa dyrektywa wod-kan, obejmuje przede wszystkim wyznaczanie obszarów zalewowych/powodziowych. Prawo nie jest dostosowane do współczesnych wyzwań, brakuje również relacji pomiędzy inżynierami i technikami, którzy zajmują się zagadnieniami retencji, a planistami. Brakuje wspólnej polityki rozwoju – zaznacza Zathey.

W niektórych miejscowych planach zagospodarowania znajdziemy dobre praktyki. To jednak nie wystarczy – gospodarowanie wodami musi znaleźć się na liście priorytetów polityki rozwojowej, tak samo jak budowa dróg czy linii kolejowych. Aby coś mogło się zmienić, konieczna jest też zmiana świadomości społecznej co do wagi kwestii zarządzania zasobami wody. Wagi tym większej, iż obecnie w Polsce niemal 70% ludności mieszka w miastach i strefach podmiejskich, tzw. obszarach suburbialnych, a trend ruchu „do miast” jest niezmiennie obserwowany. To właśnie w przestrzeniach miejskich gospodarowanie wodami jest przecież największym wyzwaniem, gdyż betonowe dżungle, bez właściwych rozwiązań z zakresu gospodarowania wodami opadowymi i roztopowymi, są narażone na powodzie.

Jak podkreśla dr arch. Tomasz Majda (Towarzystwo Urbanistów Polskich), jednym z głównych narzędzi zmniejszenia ryzyka powodziowego jest zwiększenie retencji. Jako że zadania dotyczące gospodarowania wodami należą do administracji gminnej, całe miasta muszą być uwzględniane w ramach projektów retencyjnych. Przykładem takiego miasta może być Gdańsk. Piotr Grzelak, zastępca prezydenta miasta Gdańska ds. zrównoważonego rozwoju i mieszkalnictwa, tak opisuje miejski model retencji: przede wszystkim jest to retencja zbiornikowa, ale też terenowa i przydomowa. W jej skład wchodzi też zieleń miejska czy retencja uliczna. Choć retencja zbiornikowa jest najbardziej efektywna, to na sukces całego systemu składają się wszystkie jego elementy, szczególnie z uwagi na to, że coraz częściej występujące deszcze nawalne powodują zbieranie się takich ilości wody, jakich nie są w stanie przyjąć i usunąć z ulic jakiekolwiek zbiorniki miejskie. Należy też pamiętać, że retencjonowaną wodę można wykorzystywać, to kolejny jakościowy aspekt gospodarowania wodami. A, jak zaznaczył reprezentujący władze Gdańska Grzelak, woda jest bogactwem, a nie czymś, czego należy się pozbyć.

Cytowani eksperci wzięli udział w gdańskiej konferencji Stormwater Poland.

Patronat medialny nad wydarzeniem sprawował portal inzynieria.com.

Więcej informacji nt. konferencji w relacji z wydarzenia: Zarządzanie systemami wód opadowych to najważniejsze wyzwanie