W praktyce do właściwego rozpoznania podłoża przykłada się bardzo małą wagę – stwierdził już na wstępie prof. Wierzbicki. To, co uda nam się zaoszczędzić na badaniach geotechnicznych, później będzie niestety skutkowało wzrostem niekontrolowanych kosztów inwestycji, gdy napotkamy nieoczekiwane sytuacje geotechniczne. Jeśli ich nie przewidzimy, będziemy mieć duży kłopot. Zwiększając zatem nakłady w pierwszej fazie realizacji, w drugiej fazie będziemy mogli spać spokojnie i zaoszczędzić trochę pieniędzy – dodał.

Prof. Wierzbicki zwrócił uwagę, iż podczas planowania badań musimy pamiętać o trzech zadaniach: rozmieszczeniu punktów badawczych, badaniach in situ oraz badaniach laboratoryjnych. Szczególny nacisk położył na te ostatnie, przypominając, że w dzisiejszych czasach, gdy liczymy koszty, nie możemy o nich zapomnieć, bo to one dają nam wiarygodną, referencyjną informację. Gdy będziemy zaś już mieć tę informację, staniemy przed dylematem, jak ją wykorzystać. Ten model geotechniczny będzie gromadził dane z różnych badań i powinniśmy uzyskać w miarę jednorodną informację. Z pomocą mogą tu przyjść metody statystyczne.

Omówienie tych metod profesor zilustrował przykładem posadowienia hali, które okazało się sporym wyzwaniem. Skomplikowana geologia obszaru (kopalne kanały wypełnione gruntem organicznym) i ograniczone koszty badań sprawiły, że projektant zaproponował zastosowanie właśnie metod statystycznych, by efektywnie zwymiarować posadowienie.

Dodatkowo, w analizie posłużono się charakterystycznym, rzadko wykorzystywanym w Polsce parametrem Robertsona. Łączy on cechy odpowiedzi gruntu na sondowanie statyczne z uwzględnieniem właściwości gruntowych.

Zastosowana metoda pozwala na uzupełnienie danych na całym obszarze inwestycji i umożliwiła opracowanie geostatystycznego modelu podłoża. W zaprezentowanym przykładzie tylko jednoczesne użycie danych z sondowań i wierceń umożliwiło dokładną identyfikację warstwy organicznej – podsumował prelegent.

Przeczytaj także: Kondygnacje podziemne w zabudowie miejskiej