No właśnie - ja także jestem klientem tej firmy, to i mnie dziękowano (zapewne za moje pieniądze corocznie wpłacane na konta tej szacownej instytucji). A gdy już podjąłem decyzję o tym, że chyba jednak będę musiał opuścić gościnne wnętrza warszawskiej Filharmonii przed czasem, moją uwagę przykuł spokojny głos Prezesa. Pan ten, opowiadając o historii zarządzanej przez siebie firmy, przyrównał ją do orkiestry symfonicznej. To porównanie bardzo przypadło mi do gustu. Tak bardzo, że na naszej "infrowskiej" Wigilii trzymałem w ręku batutę i również mówiłem moim pracownikom o orkiestrze.
Nie będąc autorem trafnego porównania, starałem się je twórczo rozwinąć. Dlatego sięgnąłem do niezastąpionego Internetu (który to już raz zastanawiam się nad tym, że ten co go wynalazł, powinien dostać nagrodę co najmniej Nobla?!) i w sposób systemowy poszerzyłem moją wiedzę o orkiestrach. Po intensywnej edukacji i zastanowieniu doszedłem do wniosku, że rzeczywiście - firma ma wiele wspólnego z orkiestrą! To również zespół i również przeznaczony do wykonywania wielkich dzieł. Tyle, że nie muzycznych, choć czasami przy niektórych naszych bezwykopowych realizacjach aż głowa boli od hałasu. Skład, konfiguracja i liczebność w firmie stale ulega ewolucji - tak samo, jak orkiestr symfonicznych. I tu i tam stoi na czele ktoś, kto kieruje tym zespołem - dyrygent. Spojrzałem w lustro i zobaczyłem w nim odbicie takiego właśnie dyrygenta. I tak chyba jest z każdym szefem. Do obowiązków szefa (dyrektora, prezesa, GM-a, etc.) należy odpowiednie przygotowanie zespołu, wytworzenie twórczej atmosfery oraz zorganizowanie całej grupy. Oczywiście najpierw trzeba dobrać do tego zespołu ludzi, którzy będą potrafili odnaleźć się w zbiorowej społeczności. Cóż to by była za orkiestra, która składałaby się z samych solistów? Tak samo śmiesznie by brzmiała orkiestra, która w swoim składzie miałaby tylko sekcję instrumentów dętych i do tego byłyby to flety proste.
A zatem, jako się rzekło, do kompetencji dyrygenta należy takie przygotowanie całej grupy (muzyków), aby każdy wiedział, w co i kiedy ma dmuchać, szarpać, uderzać i naciskać. Oczywiście dyrygent musi się wcześniej zapoznać z tym, co jest zapisane w nutach przez kompozytora. I to on - dyrygent - ma decydujący wpływ na to, jak dany utwór jest wykonywany, kiedy wchodzą poszczególne głosy: sekcje wokalistów i instrumentalistów oraz soliści. Brzmienie orkiestry jako całości uzależnione jest nie tylko od samej struktury utworu, kolejności motywów i fraz, lecz również od zapisanego w nutach efektu uzyskiwanego poprzez rytmikę, melodię, tempo i współbrzmienia. Dyrygent, aby zebrać wszystkie elementy składowe dzieła w jedną całość, z pewnością musi znać się na rzeczy. Ale oprócz wiedzy niezbędne w wykonywaniu tej roli są jeszcze odpowiednie cechy charakteru: ponadprzeciętna wyobraźnia, temperament i silna osobowość.
A co można powiedzieć o naszych bezwykopowych zespołach? Tak samo trzeba najpierw dobrać ludzi, stworzyć z nich sekcje (brygady), dobrać instrumenty (technologie), dobrze je nastroić (szkolenia) i za pomocą znaków wydawanych batutą (polecenia, zarządzenia, procedury) wykonać symfonię (kontrakt). Zespół musi być tak prowadzony, aby każdy wiedział, kiedy i co ma robić. Najpierw - analiza utworu (dokładna lektura SIWZ lub kontraktu). Potem wchodzą poszczególne brygady - ci, co czyszczą i monitorują, po nich projektanci, następnie ci, co wykonują renowację kanałów i studni, a za nimi zaś ci od przykanalików. Wreszcie, na końcu - sekcja od dokumentacji powykonawczej i rozliczeń. Ooo! Nasza orkiestra zrobiła się naprawdę wielka. By wszystko szło, jak należy, potrzeba wielu muzyków. I szefa - dyrygenta, który to wszystko ogarnia. Jakaż kakofonia rozbrzmiewałaby, gdyby każdy robił swoje, nie oglądając się na batutę dyrygenta. Jak śmiesznie by było, gdyby najpierw naprawili przykanaliki, następnie wysłali tych od dokumentacji, a po nich tych od czyszczenia! A po zakończonej robocie do pracy przystąpiłby dział projektowy. Ile dziwnych dźwięków by przy tym zabrzmiało! Tyle tylko, że nie ułożyłyby się one w miłe dla ucha akordy...
I, co ważne, sam zespół bez dyrygenta sobie nie poradzi. Ale i sam dyrygent nic nie zrobi bez zespołu. Choćbym nie wiem jak bardzo machał batutą, to i tak żaden dźwięk bez mojego zespołu się nie wydobędzie. Chyba, że sapanie pana dyrygenta... Czy już wszyscy uwierzyli, że firma to swoista orkiestra? Nie? To zwrócę uwagę na jeszcze jeden fakt historyczny - orkiestry rozwijały się najszybciej w XIX w. Ale ich zalążkiem były znacznie mniejsze grupy muzyków - kwintet smyczkowy połączony z kwintetem dętym w podwójnej obsadzie z dodatkiem kotłów. To zainicjowało trójdzielność orkiestry, w której instrumenty podzielono na trzy grupy: smyczkowe, dęte i perkusyjne. Czy to Wam czegoś nie przypomina? Popatrzcie na schematy swoich firm, to znajdziecie odpowiedź. I budujcie swoje orkiestry. Niech będą najpierw małe, potem średnie, aż na końcu staną się orkiestrami symfonicznymi. Tylko nie zapominajcie, że przy złym dyrygencie nawet najlepsze zespoły mogą stać się orkiestrami podwórkowymi.