Z informacji, jakimi dysponują organizatorzy mistrzostw wynika, że więcej niż połowa gości, którzy zamierzają przybyć do Polski na mecze, wybiera się tu drogą lotniczą, bo samolot zdaje się być najbardziej pewnym środkiem transportu na ten czas. Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, w przyszłym miesiącu kierowcy będą się zmagać aż ze 150 tzw. wąskimi gardłami drogowymi. Tym samym trzeba się nastawić na długie godziny w korkach.

Najgorzej sytuacja ma wyglądać na trasach pomiędzy miastami, w których mecze będą organizowane. Jednym z poważnych utrudnień jest pokonanie około 100 km drogi pomiędzy drogą ekspresową S5 a autostradą A1, między Gdańskiem a Poznaniem, bo będzie trzeba jechać zwykłymi drogami. Podobnie rzecz wygląda na odcinku pomiędzy Gdańskiem a Warszawą, bo szybka droga kończy się za Toruniem - trzeba więc jechać DK1 do Strykowa, gdzie pojawi się „przejezdna” autostrada A2. Inna opcja, to DK7, która od dawna jest jedną z najbardziej nielubianych przez kierowców tras, a dodatkowo w kilku miejscach jest przebudowywana i zakorkowana.

Przejazd na Ukrainę też spędza kierowcom sen z powiek, bo A4 nie uda się wybudować na czas. Nadal wątpliwe jest oddanie do przejazdu środkowego odcinka autostrady A2 pomiędzy Strykowem a Warszawą. Wykonawca robi, co może, by udostępnić ten fragment, chociaż rząd już przyznał, że nie uda się tego zrobić. Dlatego przygotowywane są objazdy, jednak mają one prowadzić drogami krajowymi m.in. przez Łowicz, Sochaczew i Błonie. Takie rozwiązanie to nie tylko problem dla kierowców - kibiców, ale też mieszkańców miast.

Jakkolwiek zdaje się, że linie lotnicze dobrze przygotowały się na przepływ pasażerów w czerwcu, to dla nich i tak nie lada problemem może okazać się podróż z lotnisk na stadiony i do hoteli.

Dodatkowo też czekają nas inne „niespodzianki”, w postaci gróźb wykonawców, którzy nie otrzymali wynagrodzeń za swoją pracę na budowie dróg i autostrad. Mówią oni o blokadach dróg, bo uważają, że tylko podejmując takie kroki mogą wyegzekwować to, co im się należy.