Pięć lat temu resort środowiska wprowadził jedne z najwyższych w Europie norm hałasu. W rezultacie przy realizowanych inwestycjach drogowych wykonawcy musieli stawiać ekrany, ale nie tylko w obrębie terenów zabudowanych, ale często – również w szczerym polu. Wiąże się to z tym, że te same wskaźniki stosowano zarówno w obrębie miejscowości, jak i poza nimi.

Ekrany zdecydowanie podwyższyły koszt budowy dróg, nawet o 25%. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad poinformowała, że w ciągu ostatnich dwóch lat wzdłuż tras A1, A2 i S8 ustawiono 230 km ekranów za 565 mln zł. Z kolei ekranowanie dróg samorządowych w Małopolsce pochłonęło 500 mln zł.

Niższe normy dopuszczalnego hałasu

Obecnie Ministerstwo Środowiska zdecydowało o obniżeniu obowiązujących norm. Dzięki temu nie trzeba będzie ustawiać ekranów poza terenami zabudowanymi. Zdaniem specjalistów przepisy zmieniane są zbyt późno – powinno to zostać zrobione przed drogowym boomem. Wówczas nawet 40% ekranów okazałoby się niepotrzebnych, a koszty budowy tras znacznie by się zmniejszyły. 

Restrykcyjne przepisy wprowadzono, kiedy ministrem środowiska był prof. Jan Szyszko. Teraz broni się twierdząc, że ekrany miały powstawać w miejscach dużego zagęszczenia ludności. Jego zdaniem sprawą powinny zająć się organy ścigania. Jak podkreśla Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR, „problem budowy tych kosztownych bzdur jest znany od lat, jednak rozwiązano go dopiero po budowlanym szczycie.  Czy chodziło o to, żeby zarobili ci, którzy mieli zarobić?” – pyta.