Po wprowadzeniu e-myta płatne autostrady zarządzane przez prywatne firmy opustoszały. Kierowcy tysięcy ciężarówek, którzy nie chcą płacić za przejazd tymi trasami, rozjeżdżają i korkują tańsze lub bezpłatne drogi. Ponadto e-myto uderzyło w przewoźników komunikacji miejskiej.
Fot. inzynieria.com
1 lipca winiety dla samochodów ciężarowych zastąpił elektroniczny pobór opłat zwany e-mytem. System nie obejmuje jednak odcinków autostrad A1, A2 i A4 zarządzanych przez prywatne firmy. Przed 1 lipca tiry z winietami jeździły tymi autostradami za darmo. Teraz kierowcy tirów muszą tam płacić na bramkach, nawet po kilkadziesiąt złotych za kilkadziesiąt przejechanych kilometrów.
Skutek jest taki, że od początku lipca prywatnymi autostradami A1, A2 i A4 jeździ o 50-70% tirów mniej niż dotychczas. Trasą A1 zazwyczaj jeździło ponad 5 tys. ciężarówek dziennie, a teraz około 1,3 tys., natomiast na A2 było 8 tys. tirów, dziennie, a dziś zaledwie 4 tys.
Kierowcy ciężarówek, którzy nie chcą płacić za przejazd prywatnymi autostradami wybierają więc równoległe drogi krajowe, które - jeśli obejmuje je system e-myta - są tańsze lub nawet całkowicie bezpłatne. Przykładowo zamiast trasą A2 wolą przejazd równoległą do niej drogą nr 92 z Wrześni do Konina. Podobnie jest na Pomorzu. Tam też równoległa do A1 trasa nr 91 (stara "jedynka") jest bezpłatna i w efekcie od kilku dni zapchana tirami.
"Widzimy problem i rozważamy możliwość objęcia również takich odcinków opłatami – zapewnia Mikołaj Karpiński, rzecznik Ministerstwa Infrastruktury. Jednak rzecznik nie jest w stanie powiedzieć, kiedy mogłoby to nastąpić.
Co więcej, wprowadzenie e-myta uderzyło także w przewoźników komunikacji miejskiej, głównie w małych miejscowościach przy dużych aglomeracjach.
Na przykład w gminie Kórnik pod Poznaniem autobusy jeżdżą drogą ekspresową S11. Od 1 lipca tamtejszy przewoźnik płaci 40 gr za każdy przejechany kilometr. Rocznie to nawet 500-600 tys. zł, czyli tyle, ile kosztuje nowy autobus.
Władze mniejszych miejscowości są oburzeni, ponieważ teraz muszą dopłacać więcej do gminnego przewoźnika. "Nikt nie będzie mi narzucał, że w połowie roku mam przewracać budżet gminy do góry nogami. Jeśli rząd się nie ocknie, wystąpię o zwrot kosztów na drodze sądowej" – mówi Anna Tomicka, burmistrz Swarzędza pod Poznaniem, która napisała w tej sprawie list otwarty do premiera Donalda Tuska.
Nawet Izba Gospodarcza Komunikacji Miejskiej sprzeciwia się opłatom. "Opłaty obciążą budżety samorządów, które i tak są już napięte. To się przełoży na wyższe ceny biletów. Może to zniweczyć wszystkie działania promujące komunikację publiczną" - ostrzega prezes izby Adam Karolak.
Przewoźnicy proponują ministerstwu, aby ustalić preferencyjne stawki opłat dla komunikacji miejskiej albo zwolnić z opłat odcinki, po których jeżdżą. "Muszę najpierw wiedzieć, ilu gmin to dotyczy i o jakich kwotach mówimy. Poprosiłem Izbę Gospodarczą Komunikacji Miejskiej o rzetelną analizę w skali kraju. Pierwsze prognozy mają być gotowe w październiku. Dopiero na ich podstawie możemy rozmawiać o konkretnych rozwiązaniach" – zapowiada Radosław Stępień, podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury.
Foto, video, animacje 3D, VR
Twój partner w multimediach.
Sprawdź naszą ofertę!
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany. Przejdź do formularza logowania/rejestracji.