Wina za katastrofę przypisywana jest kapitanowi statku, który obrał kurs zbyt blisko brzegu. Ponadto zarzuca się mu, że opuścił statek, kiedy jeszcze część pasażerów oczekiwała w kolejce do szalup ratunkowych. Analiza czarnej skrzynki pozwoli dokładnie ustalić szczegóły. Wiadomo jednak, że tak potężna jednostka nie powinna znajdować się odległości 150 m od brzegu, do czego dopuścił kapitan. Bulwersującym jest też fakt, że nie został wysłany sygnał SOS, a alarm ogłoszono dopiero godzinę po zderzeniu.

Nie wiadomo, czy jeszcze ktoś został na pokładzie statku, który osiadł na mieliźnie, chociaż akcja poszukiwawcza zaginionych cały czas jest prowadzona. Możliwe, że niektórzy zostali na niższych, niedostępnych teraz poziomach wycieczkowca.

Potężny 290-metrowy statek wybierał się w rejs po Morzu Śródziemnym. Na jego pokładzie były 4232 osoby z 62 krajów. Żaden z 12 Polaków nie ucierpiał w zdarzeniu.