Łukasz Madej: Minął rok od wprowadzenia nowego prawa wodnego. Nowe przepisy w jakiś sposób zmieniły, skomplikowały, wsparły funkcjonowanie Wodociągów Kieleckich?

Henryk Milcarz, prezes Wodociągów Kieleckich: Nasza spółka nie jest zaskoczona nowymi regulacjami, weryfikacją taryf, kosztów i innych aspektów działalności. Mamy ciągłe kontrole, to dla nas chleb powszedni. Fakt, że powstał nowy, centralny urząd, jakim jest Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, ma swoje plusy i minusy. Plus jest taki, że jednolita forma weryfikacji taryf objęła wszystkie przedsiębiorstwa wodociągowe w Polsce, łatwiej jest więc o porównania. Największym minusem, który zresztą podkreślali eksperci m.in. z Izby Gospodarczej Wodociągi Polskie, jest to, że musieliśmy przygotować taryfy aż na trzy lata do przodu. Śmiem twierdzić, że żadne przedsiębiorstwo na rynku nie jest zmuszone do takiej antycypacji kosztów, w tym kosztów zupełnie niezależnych od własnej działalności. Przecież nasze ceny zależą w dużej mierze od cen energii elektrycznej, wysokości podatków krajowych i lokalnych, cen środków chemicznych używanych w oczyszczalniach ścieków. Tymczasem nikt nie jest w stanie precyzyjnie przewidzieć tych kosztów z trzyletnim wyprzedzeniem.

ŁM: Który z nowych przepisów w ramach prawa wodnego jest Pana zdaniem szczególnie istotny i dlaczego?

HM: Istotne były stawki za korzystanie ze środowiska, co w naszym przypadku oznacza opłaty za korzystanie z wód podziemnych, bo Wodociągi Kieleckie dostarczają wodę wyłącznie ze studni głębinowych. Na szczęście nie są one tak wysokie, jak w pierwotnych założeniach przedstawianych przez ustawodawcę. Udało się osiągnąć rozsądny kompromis, z korzyścią dla naszych odbiorców, czyli tak naprawdę wszystkich mieszkańców.


ŁM: W Polsce coraz częściej mamy do czynienia z krótkimi, ale gwałtownymi opadami. Jak na terenie Kielc wygląda gospodarowanie wodami opadowymi i roztopowymi? Są pod tym względem realizowane jakieś inwestycje?

HM: W Kielcach gospodarką wodami deszczowymi oraz infrastrukturą kanalizacji burzowej zajmuje się Miejski Zarząd Dróg, a nie spółka wodociągowa. Oczywiście, nie oznacza to, że nawalne opady są nam całkowicie obojętne. Dokuczają one przede wszystkim naszej największej w regionie oczyszczalni ścieków w podkieleckiej gminie Sitkówka-Nowiny. Podczas modernizacji i rozbudowy oczyszczalni w Sitkówce, zakończonej w 2011 r., zbudowaliśmy nowy zbiornik retencyjny o pojemności 3200 m3. Jego zadaniem jest przyjmowanie wody w razie deszczów nawalnych. Dodatkowo w takich sytuacjach możemy wykorzystać dwa z czterech osadników, które normalnie pracują po dwa, na przemian. Zwiększa to możliwości retencyjne oczyszczalni o kolejne 2800 m3.

Ze zbiornika retencyjnego korzystamy 8-10 razy w roku, z osadników średnio raz na rok. Nigdy nie było zagrożenia przekroczenia tych stanów i przepełnienia zbiorników, co mogłoby skutkować zrzuceniem nieoczyszczonych ścieków do rzeki Bobrzy. Oczyszczalnia dysponuje terenem i planami dobudowania kolejnych instalacji zwiększających możliwości retencyjne, ale obecnie taka inwestycja byłaby nieuzasadniona ekonomicznie.

ŁM: Mieszkańcy Kielc wyrażają chęć zagospodarowania deszczówki na swoich posesjach, w swoich domach? Jakie, Pana zdaniem, są najlepsze sposoby gospodarowania deszczówką na terenach miast czy prywatnych posesji?

HM: Jak już powiedziałem, nie zajmujemy się wodą deszczową, ale nie znaczy to, że nie mam wiedzy i opinii na ten temat. Będąc posłem, zasiadałem m.in. w parlamentarnym Zespole d/s Klimatyzacji i Zrównoważonego Rozwoju oraz w Sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa. Jedno jest pewne – w Polsce szwankuje tzw. mała retencja i każde działanie mogące ją zwiększyć jest warte zachodu. Obawiam się jednak, że bez odpowiednich bodźców ekonomicznych ludzie nie będą o to dbali na szeroką skalę. Mamy na to przykłady – przecież właściciele działek czy przydomowych ogrodów od lat gromadzili deszczówkę w beczkach i innych mniej lub bardziej nowoczesnych zbiornikach, a robili to głównie z przyczyn ekonomicznych, żeby oszczędzić na kosztach wody z sieci. Jednak nowoczesne przydomowe instalacje retencyjne wymagają znacznie więcej nakładów, zarówno podczas budowy, jak i eksploatacji. Bez zachęty ekonomicznej, jak ulga podatkowa, nie ruszą one na dużą skalę. Tymczasem na razie nasze państwo tylko wprowadza nowe podatki, m.in. za odprowadzanie wody deszczowej, natomiast nie nagradza za jej gromadzenie. Oprócz kija potrzebna jest jeszcze marchewka.

ŁM: Rządowy plan zakłada, że współczynnik retencji w Polsce zwiększy się z 6,5% do 15%. To dobry kierunek?

HM: Jak już wspomniałem, oczywiście, że jest to dobry kierunek. Oby tylko nie skończyło się tak jak z założeniami wykorzystania energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych. Założenia były ambitne, a rzeczywistość… każdy widzi.


ŁM: Jakie w ostatnim czasie inwestycje zrealizowały Wodociągi Kieleckie? Proszę o wskazanie tych najważniejszych.

HM: Jesteśmy największym beneficjentem środków unijnych w regionie, po inwestycjach drogowych i kolejowych. Obecnie realizujemy już czwarty wielki projekt unijny, za 88 mln zł „Poprawa gospodarki ściekowej na terenie kieleckiego obszaru metropolitalnego”. Wcześniej zmodernizowaliśmy i rozbudowaliśmy kosztem ponad 250 mln zł oczyszczalnię ścieków w Sitkówce. Powstała tam m.in. jedyna w regionie stacja termicznej utylizacji osadów ściekowych. Następnie za prawie 200 mln zł rozbudowaliśmy i zmodernizowaliśmy naszą sieć, głównie kanalizację w podkieleckich gminach.
Kanalizacja dotarła do domów zamieszkałych przez 15 tysięcy osób w Kielcach i w gminach Masłów, Zagnańsk i Sitkówka-Nowiny. Wodę w kranie uzyskało ponad tysiąc mieszkańców. Stopień skanalizowania w Kielcach i Sitkówce-Nowinach przekroczył 95%, podobny wynik chcemy osiągnąć w dwóch pozostałych gminach, w obecnej perspektywie finansowej UE.

ŁM: Jakie są plany Pańskiej firmy na bieżący rok? Która realizowana już czy planowana inwestycja jest szczególnie ważna?

HM: To wspomniany już czwarty projekt unijny. Będziemy też kontynuować przygotowania do projektu piątego. Trudno odpowiedzieć, która z naszych inwestycji jest szczególnie ważna, bo przecież służymy wszystkim mieszkańcom. Jeżeli nowa kanalizacja pojawia się w rejonie, gdzie ludzie czekali na nią przez całe lata, to dla nich to jest najważniejsza inwestycja. Ale na przykład w skali miasta najważniejszą może okazać się modernizacja infrastruktury podziemnej, która umożliwi Kielcom realizację największej inwestycji drogowej – nowej wylotówki na Warszawę z wiaduktem drogowym nad torami. Każdy kilometr nowej lub zmodernizowanej sieci jest ważny.


ŁM: W ostatnim czasie dużo mówiło się o wzroście cen za materiały budowlane, co miało wpływ na trudną sytuację w całym budownictwie. Czy wzrost cen za materiały budowlane ma także wpływ na prowadzenie przez Państwa inwestycji?

HM: I tu warto wrócić do już zrealizowanych inwestycji. Akurat te największe zrealizowaliśmy w czasie, kiedy był rynek inwestora, a nie wykonawcy. Firmy budowlane walczyły o klienta, podczas przetargów dostawaliśmy dużo ofert, z których zdecydowana większość mieściła się w zakładanym kosztorysie. Szczęśliwi więc ci, którzy ten czas wykorzystali, a, jak to się mówi, szczęście sprzyja lepszym. Wiadomo było, że koniunktura się odwróci i już widzimy ten trend. Do tej pory nie musieliśmy jednak unieważniać żadnego przetargu budowlanego z powodu zbyt wysokich ofert i mam nadzieję, że będzie tak dalej.

ŁM: Obecnie, porównując do poprzednich lat, trudniej jest o pozyskiwanie unijnych dotacji?

HM: Nie zauważam, aby zmieniły się na niekorzyść procedury, natomiast jest jeszcze jeden aspekt. Niektóre spółki wodociągowe mogą mieć większe problemy z pozyskaniem wkładu własnego, ponieważ związane są gorsetem sztywnych taryf na trzy lata do przodu. Trudno im więc będzie zbilansować dodatkowy stały koszt na przykład obsługi kredytów bankowych. 

ŁM: Jak w ogóle, dzięki środkom z Unii Europejskiej. zmieniła się infrastruktura wod-kan w Kielcach?

HM: Ja to nazywam skokiem cywilizacyjnym. Zamiast operować tu setkami kilometrów rur czy milionami euro najlepiej posłużyć się przykładami. Jeśli mieliśmy przysiółki i wsie, które jeszcze na początku XXI wieku nie miały wody z kranu, a teraz mają, to jak to nazwać, jak nie skokiem cywilizacyjnym? A były to często domy w odległości kilkunastu minut samochodem od Kielc. Zamieniliśmy nieszczelne zbiorniki, zwane ironicznie „bezodpływowymi”, i śmierdzące przydrożne rowy na wygodną komfortową kanalizację, odprowadzającą ścieki do jednej z najnowocześniejszych oczyszczalni w Europie.

Przed modernizacją oczyszczalni w Sitkówce woda w rzece Bobrzy poniżej oczyszczalni nie mieściła się w żadnej klasie czystości. Teraz ma klasę II, czystsze są tylko górskie potoki i rzeki u źródeł. Do Bobrzy wróciły raki i bobry, od których ma swoją nazwę. A Bobrza wpływa do Nidy, Nida do Wisły, Wisła do Bałtyku. To jest nasz wkład w czyste środowisko dla naszych dzieci i wnuków.

Przepływy wody i ścieków, dzięki systemowi monitoringu i sterowania siecią, są sterowane i nadzorowane przez komputery i łączność bezprzewodową. Kiedyś wysyłało się pracownika na rowerze, żeby sprawdził, jak działa hydrofornia, potem miał już samochód, a w ostatnich latach mógł nawet zadzwonić do dyspozytora z komórki. A teraz? Dyspozytor ma wszystko na ekranach wielkich monitorów, tylko myszką sobie klika i pisze na klawiaturze. Inspekcja ochrony środowiska dane o pracy stacji utylizacji osadów dostaje na twardych dyskach, z historią sprzed całych miesięcy. Flotą samochodową sterujemy z kosmosu, a ręce myjemy pod kranem w wodzie podgrzewanej przez słońce. Prąd wytwarzamy z..., żeby to ładnie ująć, osadów ściekowych. Bez środków unijnych o większości tych inwestycji i innowacji moglibyśmy tylko pomarzyć.

Przeczytaj także: Jak wykorzystać deszczówkę? Oto kilka sposobów