Łukasz Madej: Biorąc pod uwagę tylko kilka ostatnich lat, w Polsce znowu mamy suszę. Jak zła jest obecnie sytuacja?

Krzysztof Lejcuś: Albo bardzo zła, albo wręcz dramatyczna. Wszyscy pamiętamy z ostatnich lat obrazki wysychającej Wisły w rejonie Warszawy: miało to miejsce nawet kilka razy, zazwyczaj w lipcu albo sierpniu. Na wiosnę w Polsce zazwyczaj występowały roztopy, po zimie wody było dosyć, jak na nasz kraj, dużo, zarówno w rzekach, jak i w glebie. Tymczasem w kwietniu tego roku odnotowaliśmy suszę, jaka czasami zdarzała się, ale w okresie letnim, to bardzo nietypowa sytuacja jak na tę porę roku. To bezprecedensowe. Biorąc pod uwagę ostatnich 10 lat, to już kolejna z rzędu susza; może kiedyś, raz w historii coś podobnego się zdarzyło. Obecna sytuacja to efekt braku opadów śniegu w zimie w niemal całym kraju, które teraz, na wiosnę, by się topiły i z jednej strony zasilały rzeki, a z drugiej wody gruntowe i glebę, która pozwala na normalną wegetację. Kiedy niedawno, w połowie kwietnia, pojechałem na jedno z naszych doświadczeń we Wrocławiu, gleba była tam całkowicie wysuszona, jak bywa to czasami w połowie lipca. Nie pamiętam, żeby wcześniej w Polsce była taka sytuacja, trudno nawet odnosić się do jakichś pomiarów historycznych. 

Ł.M.: Dzisiejsza susza to efekt braku zimy, który z kolei jest wypadkową zmian klimatu, będących następstwem działalności człowieka?

K.L.: Odpowiem w taki sposób: klimat sam w sobie jest zmienny, natomiast zakres obecnych zmian jest nieporównywalny do tego, co obserwowaliśmy nie tyle przez dziesiątki, ale setki lat. Co prawda właśnie susze, ale też np. powodzie czy bardzo gwałtowne opady deszczu w naszym rejonie nie są nowością, jednak ich obecna częstotliwość oraz skala zadziwiają. Nigdy wcześniej nie było takiej sytuacji, żebyśmy w ciągu pięciu-sześciu lat mieli trzy razy susze, w tym bardzo głęboką. A teraz to się jeszcze pogłębia, bo po suszach z ostatnich lat nie spadło wystarczająco dużo deszczu, by zasoby wód podziemnych mogły się odbudować. Gdyby w poprzednich latach nie było susz, pewnie nawet to, że ostatniej zimy spadło tak mało w śniegu, nie spowodowałoby aż tak dużych problemów. Trzeba wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy: paradoksalnie, patrząc na sumaryczne opady w ostatnich np. 10 latach, to występujące odchylenia od średniej z wielolecia, czyli 30 lat, nie uzasadniają zachodzących zjawisk. W wielu latach suma opadów z grubsza się zgadza, więc teoretycznie nic złego się nie dzieje. Tyle tylko, że na przykład po dwóch miesiącach opadów niskich, przychodzi moment, kiedy w ciągu doby, a czasami nawet kilku godzin, spada tyle deszczu, ile normalnie w ciągu miesiąca. W takiej sytuacji woda nie dość, że nie wsiąka w glebę, czyli nie odnawia zasobów, to jeszcze przez to, że jest jej bardzo dużo w bardzo krótkim czasie, powoduje dużo zniszczeń. Porównując sumę opadów w Polsce i Holandii, to te wartości są zbliżone. Natomiast dystrybucja, czyli to, jak ten deszcz pada, jest zupełnie inna. W Holandii, Irlandii mamy opady często, co drugi, trzeci dzień, a czasem nawet każdego dnia, wszystko małymi porcjami. W takiej sytuacji woda ma czas spokojnie wsiąknąć w glebę. W naszym kraju przez to, że zmienia się rozkład opadów, nie dochodzi do wsiąkania wody w miejscu opadu i zwiększenia wilgotności gleby.


Ł.M.: Z tego jednak wynika, że przyroda ciągle daje nam zasób, a naszą rolą jest wprowadzić takie rozwiązania techniczne, by skutecznie walczyć ze skutkami suszy.

K.L.: W skrócie można tak powiedzieć, bo ilość wody w przyrodzie się nie zmienia. To nie tak, że ona wyparowała w Kosmos. Trzeba robić dwie rzeczy: racjonalnie nią gospodarować w domach, choć to nie daje spektakularnych efektów, oraz gromadzić ją, by zasób, którym dysponujemy, wykorzystać do maksimum. Proszę zauważyć, że są miejsca, gdzie wody na mieszkańca jest jeszcze mniej niż w naszym kraju, a jakoś sobie z tym radzą. Na przykład na Wyspach Kanaryjskich, w Izraelu… Tam każdą możliwą kroplę starają się dobrze spożytkować. W Singapurze woda, zanim wpłynie z lokalnej rzeki do morza, jest zatrzymywana przez zaporę, później się z niej korzysta. Do morza puszcza się tylko jej nadmiar. A u nas? Jak wystąpi duży opad, spływa najpierw do kanalizacji, czasami, jeśli nie mieści się w systemie burzowym, płynie ulicami, i trafia do rzek, a potem do morza. W tym zakresie, niestety, albo nie robimy nic, albo bardzo mało.

Ł.M.: Susza to w Polsce coraz większy problem, tymczasem nie wydaje się, by statystyczny Kowalski zdawał sobie z tego sprawę.

K.L.: Jak ktoś się interesuje, to wie, że spośród krajów Unii Europejskiej Polska jest druga od końca, jeśli chodzi o ilość wody na głowę mieszkańca. Dopóki ludzie mają ją jednak w kranach i jest ona stosunkowo tania, to za bardzo się nie przejmują. Obawiam się jednak, że już w tym roku będzie coraz więcej miejscowości, w których wody zacznie brakować; a takie miejsca są już na Pomorzu. Rozmawiałem kiedyś z wójtem jednej z tamtejszych gmin, który mówił, że ludzie się stamtąd wyprowadzają, bo w studniach brakuje wody, a nie ma jak doprowadzić wodociągu. To bardzo atrakcyjny teren, stosunkowo niedaleko od morza, więc domy kupują osoby z Warszawy czy innych dużych miast i jeżdżą tam na weekendy, ale… ze swoją wodą. Natomiast na stałe nie da się tam mieszkać. To oczywiście wyjątek w skali kraju, ale znamienny. Proszę zwrócić uwagę, że w bieżącym roku były już sytuacje, że w studniach brakowało wody, a przecież w Polsce na wiosnę nigdy się to nie zdarzało. Jeśli teraz nie będzie solidnych opadów deszczu, mam na myśli, że spadnie dużo wody, ale nie od razu tylko równomiernie, to obawiam, że takich miejscowości będzie więcej, do tego latem bardzo ciężka sytuacja czeka rolników.


Ł.M.: Właśnie, tymczasem przez dziesięciolecia budowaliśmy systemy melioracyjne nastawione na odwadnianie obszarów uprawnych.

K.L.: Po II wojnie światowej wiele terenów trzeba było odwadniać, ale potem, niestety, nie zmieniono tej tendencji. Obecnie na większości obszarów świata pola się nawadnia, nie odwadnia, tych drugich miejsc jest coraz mniej. Ale żeby pola nawadniać, to trzeba mieć czym. I tu jest problem, bo my tej wody nie retencjonujemy. Jedyne sensowne rozwiązanie to lokalne jej gromadzenie. Nie w bardzo dużych zbiornikach retencyjnych, które, w porządku, mogą służyć ochronie przeciwpowodziowej, natomiast do zasilania dużych obszarów rolnych się nie nadają, bo nie można wody transportować dziesiątkami czy setkami kilometrów. Trzeba ją zatrzymywać lokalnie, a żeby to zrobić, należy budować nie setki, a tysiące lub nawet setki tysięcy małych lokalnych zbiorników, w różnej wersji. Możliwości technicznych jest mnóstwo, i potem tę wodę lokalnie wykorzystywać. Innych rozwiązań chyba nie ma, bo wpływu na to, jaki będzie opad, wielkiego nie mamy.

Ł.M.: Odpowiedzią na coraz częściej pojawiające się susze jest na przykład rządowy program Stop Suszy. Jak Pan go ocenia?

K.L.: Dobrze go nie znam, ale ogłaszanych programów był już wiele, na przykład małej retencji, które wyglądały na sensowne, ale później były realizowane w bardzo niskim stopniu, albo nie tak, jak zakładano. Programy należy oceniać po czynach, po przeprowadzonych inwestycjach, nie po założeniach. Wracając do sytuacji w Polsce, kłopoty mogą być nie tylko w sektorze rolniczym. Na przykład elektrownie same z siebie nie wykorzystują dużej ilości wody, ale dużo potrzebują jej do chłodzenia. Jeśli jej nie będzie, to jest w Polsce kilka takich, które mogą mieć problem z funkcjonowaniem. W ogóle brak wody to problem dla całego przemysłu.

Ł.M.: Jeśli będzie jej brakować, pewnie wszystko zacznie drożeć.

K.L.: To najnormalniejszy mechanizm rynkowy. A ponieważ woda jest wykorzystywana w większości produkcji przemysłowej i rolno-spożywczej, to również produkty będą musiały być droższe. Wszystko oczywiście będzie zależeć od specyfiki danej branży, ale samo zjawisko jest nieuniknione.

Ł.M.: Jako społeczeństwo zaczęliśmy oszczędzać wodę?

K.L.: Wydaje się, że powoli, powoli, ale ta świadomość troszeczkę wzrasta. Coraz więcej o tym temacie się mówi, inicjatywy akcji edukacyjnych, by wodę deszczową traktować jak cenny zasób, prowadzone są wśród najmłodszych: w przedszkolach, szkołach podstawowych i średnich. Poszanowanie przyrody to temat, który w takich miejscach jest bardzo często poruszany. Zaczyna to przynosić efekty, bo jak dziecko w przedszkolu się nasłucha, że wodę trzeba oszczędzać, a odpady segregować, to później tę wiedzą w domu przekazuje, choć oczywiście rodzice nie zawsze chcą się do tego stosować. Ostatnio tą tematyką zajęły się miasta, np. Wrocław, przygotowując katalogi dobrych praktyk zagospodarowania wód opadowych. Żeby jednak coś w obecnej sytuacji naprawdę realnie zmienić, to potrzeba dużych nakładów, by mieć gdzie wodę zretencjonować. A pod tym względem od wielu, wielu lat jest albo bardzo słabo, albo prawie nic się nie dzieje. Ciekawą inicjatywą jest akcja dotacyjna wspierania retencji przez mieszkańców dużych miast (Wrocław, Warszawa). Tymczasem susza pojawia się coraz częściej i w coraz większym stopniu. Nasilenie tego zjawiska jest niezwykłe. Obawiam się, że susze i inne zjawiska ekstremalne zostaną z nami wiele lat.

Przeczytaj także: Susze nie znają granic, będą coraz częstsze [wywiad]

Susza będzie jednym z tematów V Konferencji „Gospodarowanie Wodami Opadowymi i Roztopowymi”, która w dniach 26-28 października br. odbędzie się w Krakowie. Więcej szczegółów na temat wydarzenia TUTAJ.