W sumie 3,2 miliona domów objęto w 2008 r. tzw. procedurą foreclosure, czyli legalnego zajęcia zadłużonego domu w celu wyegzekwowania niespłaconego długu. Największy skok odnotowano w grudniu ub.r., co było o tyle zaskakujące, że wiele instytucji finansowych twierdziło, że nie będzie ścigać wierzycieli w okresie świątecznym, a w kilku stanach weszły w życie ustawy chroniące właścicieli domów.

Jednak grudzień okazał się, niestety, być miesiącem wielkich zwolnień grupowych uruchomionych w amerykańskich spółkach - i wiele osób tracących pracę od razu przestało spłacać kredyty. - Najwyraźniej wprowadzone do tej pory rządowe programy pomocowe nie przyczyniły się do osłabienia prawdziwego tsunami niewypłacalności - podsumował wyniki badań szef RealtyTrac James Saccacio, który nie spodziewa się też poprawy sytuacji w pierwszych miesiącach 2009 roku.

Trzy miliony rozpoczętych procedur przejęcia domu nie oznacza jednak, że aż tyle rodzin z dnia na dzień straciło dach nad głową. Foreclosure jest bowiem długą procedurą, podczas której właściciel nieruchomości ma pewne pole manewru, np. możliwość sprzedania zadłużonej nieruchomości lub ugody z wierzycielem i restrukturyzacji długu. Większość obciążonych hipotecznie domów nie trafia więc faktycznie w ręce banków i nie jest sprzedawana na licytacjach mimo zmiany lokatora właściciela.

Liczba definitywnie straconych domów jest dużo niższa, choć i tak podwoiła się - z 404 tys. w r. 2007 do 861 tys. w 2008 r.