Pożary trawią zarówno północną, jak i południową część stanu. W pierwszej ogień objął 130 tys. ha powierzchni, w drugiej – ponad 100 tys. ha. Najwięcej ofiar jest w Północnej Kalifornii – ogień pozbawił życia 48 osób, zniszczeniu uległo 8,8 tys. budynków. Zagrożonych jest nadal ponad 15,5 tys. obiektów – zarówno domów, jak i budynków użyteczności publicznej bądź siedzib firm i instytucji.

Największe straty zanotowano w mieście Paradise (hrabstwo Butte), które zostało niemal całkowicie zniszczone. Służby wciąż wydobywają ciała ofiar spod gruzów. W wielu przypadkach pozostały z nich jedynie szczątki. W celu ich sprawnej identyfikacji uruchomiono mobilne laboratoria.


Żywioł nie oszczędził najbogatszych regionów Kalifornii. Spłonęło wiele luksusowych rezydencji, m.in. w Malibu. Dziesiątki tysięcy mieszkańców zostało ewakuowanych.

Jak podają amerykańskie media, strażacy próbują wciąż opanować żywioł. W południowym regionie stanu udało się ugasić pożar w 40% (wciąż zagraża jednak 57 tys. domów), z kolei na północy – w jedynie 35%. Na miejscu pracuje prawie 10 tys. pracowników i ochotników straży pożarnej.


Wśród najważniejszych przyczyn katastrofalnych pożarów w Kalifornii wymienia się długotrwałą suszę oraz zabudowę mieszkaniową na naturalnych terenach leśnych. Nie bez znaczenia są także postępujące zmiany klimatyczne – sezonowe pożary dzikich terenów stanu przybrały na sile, rozpoczynają się szybciej i trwają dłużej niż do tej pory.

Przeczytaj także: Pożar Muzeum Narodowego w Rio de Janeiro