Jak doświadczona kobieta-manager ds. marketingu i PR ocenia męski i damski sposób zarządzania? O tych różnicach, a także o tym, jak stereotypy pomagają i przeszkadzają w pracy, rozmawiamy z Karoliną Bukała-Głową, managerem ds. marketingu i PR w Soletanche Polska sp. z o.o., która, jak sama o sobie mówi, potrafi wcielić w życie niemal każdy pomysł.
Karolina Bukała-Głowa, manager ds. marketingu i PR w Soletanche Polska sp. z o.o.
Agata Sumara: Praca marketingowca w firmie, w której Pani pracuje, to nie tylko spędzanie czasu za biurkiem. Z pewnością bywa Pani też czas na budowie.
Karolina Bukała-Głowa: Na budowie głównie przeszkadzam (śmiech). Przede wszystkim zadając wiele pytań, ale też robiąc zdjęcia, czasem filmy. Raz mi się zdarzyło być na budowie jako pracownik. Wówczas kolega – Michał Łojewski, kierownik robót, którego serdecznie pozdrawiam, uczył mnie, jak korzystać z niwelatora i mierzyliśmy wspólnie oczep. Niezapomniane wrażenia.
Mamy taki projekt, który nazywa się „Dzień na budowie” – to taki survival, dla tych, którzy na co dzień siedzą przy biurkach. Cel jest taki, aby poczuć, jak wygląda życie na budowie, jak ciężko pracują nasze brygady. Potem jest łatwiej zrozumieć te realia i zobaczyć, jak jest wykonywana ściana szczelinowa, pale czy kolumny w technologii jet-grouting.
Karolina Bukała-Głowa, manager ds. marketingu i PR w Soletanche Polska sp. z o.o.
A.S.: W takim razie proszę opowiedzieć nam więcej o tych niezapomnianych wrażeniach z budowy – czy pamięta Pani jakieś zabawne sytuacje?
K.B.-G.: Chyba najzabawniejsze były początki, kiedy to wszystko było dla mnie nowe. Wszelkie powszechnie używane zwroty branżowe były jakimś niezrozumiałym bełkotem. Panowie, choć nie wszyscy, nie ułatwiali mi zadania, nie starali się mówić do mnie jak do laika. Czułam się trochę tak, jakbym była w obcym kraju i mówiono do mnie nie po polsku. Jednak po doświadczeniu agencyjnym, gdzie ma się do czynienia z naprawdę różnymi branżami i uczenie się ich jest dość normalnym stanem, myślę, że dość szybko weszłam w to środowisko. Jak to mówią: jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać, jak i one (śmiech). A wie Pani, po czym można poznać żółtodzioba na geotechnicznej budowie? Po stopniu zabłoconych butów i spodni.
A.S.: Na który stopień Pani udało już się wejść?
K.B.-G.: Obecnie jestem gdzieś na 6. stopniu wtajemniczenia w 10-stopniowej skali. A z zabawnych sytuacji to pamiętam, że doświadczyłam na własnej skórze, co to znaczy „spóźniony beton”: zaplanowałam sesję zdjęciową na cztery godziny, a wyszło osiem! Również jako żart traktuję to, że jeden z naszych kierowników – pozdrawiam, Przemku! – mówi na mnie „zło konieczne” i dodaje, że kobieta na budowie to nieszczęście i żebym uprzedzała, zanim ich odwiedzę. Takie żarciki branżowe...
Karolina Bukała-Głowa, manager ds. marketingu i PR w Soletanche Polska sp. z o.o.
A.S.: Wróćmy zatem do poważnych spraw: jest Pani związana z firmą geoinżynieryjną – czy to był wybór czy przypadek?
K.B.-G.: Po latach pracy w mocno sfeminizowanym zawodzie chciałam spróbować, jak to jest pracować jednak w bardziej męskim środowisku. Z drugiej strony – to był czysty przypadek. Moim celem było znalezienie takiego miejsca, w którym będę miała wpływ na tworzenie strategii nie tylko komunikacyjnej, ale też strategii przedsiębiorstwa. I udało się.
A.S.: Ma Pani bogate doświadczenie – czy faktycznie praca związana z tą branżą jest trudniejsza niż w przypadku innych branż, powszechnie uznawanych za bardziej przystępne czy wręcz kobiece, np. branży modowej lub lifestylowej?
K.B.-G.: Co do branży, w swoim życiu zawodowym spróbowałam niemal wszystkiego. To daje mi dość szeroką perspektywę, również w doborze narzędzi komunikacyjnych i marketingowych. Powiem szczerze, że projekty lifestylowe są super, można się wyżyć kreatywnie, ale to nie znaczy, że nie można tego zrobić w tematach inżynieryjnych. Ogranicza nas jedynie doświadczenie, a czasem jego brak, i otwartość umysłu. Nie ma znaczenia, dla jakiej branży się pracuje, każda może być fascynująca. To kwestia nastawienia. Ten geotechniczny świat jest naprawdę interesujący i wciągający. Moim celem jest przybliżyć go inwestorom, jak i osobom w ogóle niezwiązanym z branżą.
A.S.: W Polsce i na świecie ciągle pokutują stereotypy związane z byciem kobietą bądź mężczyzną. Czy w Pani karierze pojawiały się takie momenty, kiedy musiała Pani udowadniać, że płeć w wyborze takiej ścieżki kariery nie ma znaczenia, że liczy się tylko wiedza i umiejętności?
K.B.-G.: Uważam, że stereotypy czasem przeszkadzają, a czasem pomagają. Jeśli wchodzę w nowe środowisko, nie ma to znaczenia, czy damskie, czy męskie, i tak muszę udowodnić, że wiem, co robię. Trzeba sobie zapracować na zaufanie. Nawet w bankach, zanim przyznają kredyty, sprawdzają zdolność finansową. Czy mężczyzn trzeba bardziej przekonywać, że się coś wie? Myślę, że gdybym była kobietą-inżynierem, pewnie byłaby ta bariera. Natomiast komunikacja i marketing to mocno sfeminizowane środowisko. Uważam, że tu raczej panowie muszą się bardziej wykazać niż kobiety, aby zyskać uznanie.
A.S.: A kiedy stereotypy pomagają?
K.B.-G.: Czasem panowie nie traktują mnie poważne i wiele rzeczy jest mi przez to łatwiej załatwić. O co dokładnie chodzi? Nie będę zdradzać. Powiem tylko, że jest to starannie przemyślana taktyka na blondynkę.
A.S.: Czy możemy mówić o różnicach w strategiach marketingowych tworzonych przez kobiety i mężczyzn? Jeśli tak, jaką wartość wnosi do kwestii marketingowych kobieca perspektywa?
K.B.-G.: Nie ma czegoś takiego jak strategia męska i strategia kobieca. Przede wszystkim nad takim dokumentem pracuje zespół ludzi. Zwykle jest to środowisko mieszane pod względem płci. Wszystko po to, aby mieć jak najszerszą perspektywę na sytuację. Mężczyźni i kobiety różnią się pod względem percepcji świata i pomysłu na rozwiązanie problemów. Sukces jest wtedy, kiedy można czerpać z tych różnych punktów widzenia, wybierając te, które w danej sytuacji są najbardziej adekwatne i skuteczne. Mówi się, że kobiety są bardziej empatyczne i skupione na detalach, mężczyźni bardziej zadaniowi i zerojedynkowi. Myślę, że to kwestia charakteru, nie płci.
Moi znajomi mówią, że można mnie określić w trzech słowach: szybkość, konkret i efekt. Czy to są cechy przypisywane kobiecie? W marketingu i komunikacji kluczem do sukcesu jest EMPATIA. Nie mam tu wyłącznie na myśli umiejętności wczuwania się w czyjąś sytuację, ale przede wszystkim rozumienia empatii jako pierwszego z etapów procesu, np. Design Thinking. Zrozum, zrób research, poznaj sytuację. Rozpoznanie to podstawa i nie uważam, aby włącznie kobiety były w tym dobre.
Karolina Bukała-Głowa na budowie warszawskiego metra
A.S.: Jak zarządzają kobiety? Czy nasza przysłowiowa wielozadaniowość ułatwia nam zarządzanie? A może kobiecy styl zarządzania nie różni się zbytnio od męskiego?
K.B.-G.: Różni się – mamy tendencję do matkowania zespołowi (śmiech). Sama to przeżyłam na własnej skórze. Kobiety o wiele bardziej emocjonalnie podchodzą do zarządzania. Nie mówię, że to złe, ale bywa wyczerpujące. Czasem ta chłodna męska kalkulacja jest zdrowsza. Jest kilka kobiet zarządzających, które obserwuję i widzę, że łączy je jeden wspólny mianownik: zaangażowanie. Pani Kinga Nowakowska z Capital Park czy pani Magdalena Bartkiewicz-Podoba z Librech&Wood, z którą miałam okazję zamienić parę słów, na jednej z konferencji – wielka klasa, doświadczenie i profesjonalizm. Życzę nam, kobietom, aby takich zarządzających na wysokich stanowiskach było jak najwięcej. Co do męskiego zarządzania – też je kupuję. Dobrze pracuje mi się z mężczyznami. Nie mogę odmówić zaangażowania mojemu przełożonemu i otwartości na różnego rodzaju innowacje. Bez jego wsparcia i zaufania pewnie gros z tych spraw nie udałoby mi się wdrożyć. Na pewno męskie zarządzanie jest bardziej skupione na fatach i dąży do szybkiego podejmowania decyzji i działań. Kobiety z natury więcej analizują. Podobnie jest też w biznesie. Dlatego zarząd powinien być mieszany, a dzięki temu mieć szerszą perspektywę.
A.S.: Z jakiego osiągnięcia zawodowego jest Pani najbardziej dumna?
K.B.-G.: To takie klasyczne pytanie na rozmowie rekrutacyjnej. Bardzo go nie lubię, wypadałoby się pochwalić jakimś wielkim międzynarodowym projektem... Mam też i takie na koncie, ale to tylko liczby. To, co naprawdę procentuje na przyszłość, to relacje oraz życie i praca w zgodzie ze sobą. To dla mnie bardzo ważne. Jestem dumna z tego, że wiele osób docenia mnie za moje osiągnięcia, że mam do tej pory kontakt z ludźmi z mojego starego zespołu agencyjnego, którego byłam przełożoną, a czasem nawet uda nam się wypić razem piwo i powspominać dawne czasy. Cieszę się z ich sukcesów i jestem dumna, jeśli choć w części jest to moja zasługa. Lubię dzielić się swoją wiedzą, spełniam się jako trenerka i konsultant. Jestem ogromnie dumna z pracy dla Wawelu, którego byłam rzeczniczką prasową przez 2,5 roku, świetnie wspominam moją współpracę z grupą Maspex Wadowice i trzyletnią przygodę z makaronami Lubella oraz Malma. Wymiana wiedzy, partnerska relacja i świetni managerowie, od których się bardzo dużo nauczyłam. Jestem też dumna z tego, że jeśli coś nie spełnia moich standardów, umiem powiedzieć NIE.
A.S.: Jaką radę miałaby Pani dla młodych kobiet, które chcą pracować w dziale marketingu/PR firmy inżynieryjnej?
K.B.-G.: Życzę wam wytrwałości i dużej dozy dociekliwości, bo jeśli same nie będziecie się chciały dowiedzieć i nauczyć, to nikt wam tego nie da. Panowie i panie (projektanci, inżynierowie, kierownicy robót, projekt managerowie i inni) są zajęci poważnymi tematami. To od was zależy, czy poświęcą wam czas. Nie bójcie się pytać. Nie ma głupich pytań. Pytajcie, dopóki to, co wam odpowiedzą, nie będzie dla was w 100% jasne. Przyda się też otwartość i chęć wysłuchania i zrozumienia drugiej strony. Bądźcie ciekawe tego inżynieryjnego świata i ludzi, którzy w nim pracują, to zaprocentuje ciekawym kontentem komunikacyjnym. Każdy człowiek to inna historia. Warto je opowiadać.
A.S.: Aby pogodzić rozwój zawodowy i życie prywatne, nie wystarczy dobry PR. Jaka jest Pani recepta na work-life balance?
K.B.-G.: Niestety nie pochwalę się sukcesem na tym polu. Jestem mocno zaangażowana w pracę. Mój sekret to najukochańszy, najbardziej wspierający, opiekuńczy i niezastąpiony mąż na świecie. Nakarmi, ogarnie dom, zrobi zakupy, odwiezie mnie na nagranie o 2:00 w nocy w niedzielę, sprawdzi czasem moje teksty, czy nie zrobiłam jakichś literówek. Po prostu skarb. Tak poważnie, to – niestety – nie mam na to rozwiązania. Na pewno staram się nie przynosić pracy do domu, ale różnie to bywa. Jednak pracuję nad tym, aby tego czasu dla nas było nieco więcej.
Karolina Bukała-Głowa z mężem
A.S.: Co sprawia Pani największą przyjemność w pracy, z uwzględnieniem branży, w której Pani funkcjonuje?
K.B.-G.: Lubię widzieć jej efekt. Szczególną przyjemność sprawia mi obserwowanie od kuchni życia na budowie. To tak, jakby oglądać serial na temat branży budowlanej, będąc jej częścią. Staram się uchylać rąbka tajemnicy w materiałach, które przygotowuję. Pomagają mi w tym niesamowici ludzie, którzy pracują w Soletanche, a którzy grają w tych materiałach pierwsze skrzypce. Mimo początkowego oporu coraz więcej osób bierze udział w tym przedsięwzięciu, z czego się bardzo cieszę. Już nie mogę się doczekać premiery kilku materiałów, które teraz przygotowujemy. Będzie się dużo u nas działo, więc obserwujcie nasze social media :). Obiecuję, że będzie warto.
A.S.: Dziękuję za rozmowę.
Konferencje Inżynieria
WIEDZA. BIZNES. ATRAKCJE
Sprawdź najbliższe wydarzenia
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany. Przejdź do formularza logowania/rejestracji.